Obserwatorzy

O wszystkim , co w życiu może być ważne.

Oldis Mikst TV

Zmień swoje życie

Grunt to pewność siebie

Zjawiska normalne i paranormalne 2



Zmiany w przewodności elektrycznej skóry w punktach akupunkturowych podczas różnych stadiów hipnozy.
W stanie “sztucznej reinkarnacji" aktywność punktów gwałtownie się zwiększa
Chociaż Rajkow nie sugeruje amnezji, czyli pohipnotycznej niepamięci tego, co działo się podczas seansu, po prawdziwym przebudzeniu żadna z osób doświadczalnych nie zachowuje w pamięci najmniejszego wspomnienia ze swego “innego wcielenia". Ich psychiczna aktywność w stanie czuwania, w stanach hipnozy o różnej głębokości oraz w transie reinkarnacyjnym badana była również za pomocą aparatu do wykrywania punktów akupunktury i do mierzenia ich elektrycznej aktywności. Jak wiadomo od dawna, stany emocjonalne mają decydujący wpływ na stopień przewodności elektrycznej skóry; na tej zasadzie buduje się m.in. detektory kłamstwa. W szczególności jednak czułymi na tego rodzaju zmiany miejscami okazały się “chińskie punkty". Aparat do mierzenia ich elektrycznej przewodności skonstruował fizyk Wiktor Adamienko. Badania wykazały, że przewodność ta gwałtownie spada podczas procesu hipnotyzowania, jest najniższa przy zamkniętych oczach, zwiększa się nieco podczas występowania sugerowanych halucynacji, a maksimum osiąga w czasie transu reinkarnacyjnego; jest ona wówczas większa niż w stanie czuwania. W stosunku do normalnego stanu świadomości stan transu reinkarnacyjnego okazuje się więc jakby stanem “nadświadomości". Charakteryzuje się on ujawnieniem zdolności twórczych, o wiele przekraczających przeciętne zdolności “normalnych" ludzi. Podobnie “nadnormalne" zdolności ujawniają się u osób, które wprawia w stan zwany przez siebie “sugestywnym" bułgarski badacz Georgi Łozanow. Inna jest wprawdzie jego metoda postępowania, innego też rodzaju uzdolnienia potęguje się w sofijskim Instytucie Sugestologii (jak pamiętamy, prowadzone są tam skrócone do niewielu dni podstawowe kursy języków obcych itp. prace). Nasuwa się jednak pytanie, czy trans reinkarnacyjny nie jest w istocie “stanem sugestywnym", któremu towarzyszy zmiana osobowości? Trudno dziś dać na to zdecydowaną odpowiedź. Na razie praktyka wyprzedza teorię.
Dla swoich studentów ochotników stworzył Władimir Rajkow pracownię sztuk plastycznych, gdzie w określonych godzinach żyją oni swoim “drugim życiem".
– Jestem Rafaelem – podając rękę przedstawia się gościowi dra Rajkowa dwudziestoletnia dziewczyna. Gość jest zaskoczony; nie samym imieniem, lecz tym, że zostało wypowiedziane tonem tak naturalnym, jakby to było coś samo przez się zrozumiałego; a przecież dziewczyna przedstawiająca się jako wielki malarz renesansu robi przy tym wrażenie najzupełniej trzeźwej i normalnej.
– Proszę mi powiedzieć, który rok mamy obecnie?
– Tysiąc pięćset piąty.
Gość, potrzebując chwili, by pokryć swoje zmieszanie, wycelowuje w stronę urodziwej studentki obiektyw aparatu fotograficznego. Doktor Rajkow pyta:
– Czy wiesz, co to jest? – Nie.
– Nigdy dotąd nie widziałaś czegoś takiego?
- Nie, takiej rzeczy nie widziałam nigdy w życiu.
Po wykonaniu kilku zdjęć gość próbuje mówić o fotografii, samolotach, sputnikach, a kiedy dziewczyna stanowczo odrzuca tego rodzaju bajki i urojenia, przechodzi do wydarzeń bieżącego roku.
– Co za bzdury! Proszę mi nie zawracać głowy tymi niedorzecznościami! – krzyczy rozzłoszczona.
– Ależ tak, dobrze – uspokaja ją nauczyciel.
– Proszę powrócić do pracy. Proszę malować, mistrzu Rafaelu! “Reinkarnowanym" Rafaelem jest studentka Ira. Inna studentka wydziału fizyki, Ałła, stała się rosyjskim malarzem Ilią Riepinem.
– Jesteś Riepinem – sugerował jej w głębokim transie Rajkow. – Myślisz jak Riepin. Widzisz jak Riepin. Jesteś Riepinem i – co za tym idzie – masz jego talent!
Ałła nigdy przedtem nie interesowała się malarstwem. Była przekonana, że nie ma najmniejszych zdolności ku temu, co zresztą zdawały się potwierdzać szkice, które przedłożyła, kiedy zgłaszała się do eksperymentu. Tymczasem już po kilku seansach reinkarnacyjnych widać było, że Ałła rysuje o wiele lepiej. Trzy miesiące później, gdy po 25 lekcjach Rajkow Zakończył kurs, Ałła rysowała niczym zawodowy plastyk – wprawdzie nie jak Riepin ani Rafael, ale jak biegły w swoim fachu rysownik dla prasy. Szkice Ałły wykonane są pewną ręką, dobrze zakomponowane i obdarzone zawsze swoistą ekspresją.
Żadna z osób przebudzonych po kolejnym transie reinkarnacyjnym nie chce wprost wierzyć we własne autorstwo obrazów sygnowanych “Rafael", “Riepin" albo “Matisse", ale talent wzbudzony zaczyna z czasem przenikać do ich świadomej, właściwej osobowości. Wreszcie absolwenci kursu Rajkowa stwierdzają, że wbrew swym dotychczasowym przekonaniom potrafią rysować i malować. Już po 10 seansach talent ich jest przeważnie ukształtowany i stopniowo staje się nową możliwością świadomego działania.
Rajkow również z powodzeniem zwielokrotnia muzyczne talenty. “Reinkarnował" np. w pewnym studencie moskiewskiego konserwatorium Dawnego niegdyś skrzypka wirtuoza Fritza Kreislera. Chłopiec uwierzywszy, że jest tym muzykiem, przejął wirtuozowską błyskotliwość stylu gry Kreislera. Zdolność ta wykształciła się również w jego “normalnej" świadomości i została zachowana.
“Sztuczną reinkarnację" twierdzi Rajkow – można określić jako szczególny rodzaj inspiracji. Słowa takie, jak Rafael czy Riepin, są tylko symbolami, które pozwalają hipnotyzerowi wniknąć w tajemniczą sferę uzdolnień człowieka i sięgnąć do takich rezerw jego organizmu, jakie nie bywają wykorzystywane nigdy w stanie czuwania.
Objawy rozszczepienia świadomości, towarzyszące stanowi hipnozy, są według niektórych badaczy tak dalece dla niej charakterystyczne, że mogą nawet stanowić podstawę dla jeszcze jednego ze sposobów teoretycznego ujmowania hipnozy. Mówi się wówczas o tzw. dysocjacji osobowości. Do objawów tego rodzaju należy m.in. “pismo automatyczne".
Nie jest to zjawisko związane wyłącznie z hipnozą. U niektórych ludzi, obdarzonych skłonnością do wykonywania rozmaitych ruchów mimowolnych, automatyczne pisanie lub rysowanie jest czymś najzupełniej zwykłym i codziennym. Machinalnie rysują na papierze w czasie ożywionej rozmowy różne figury, piszą wyrazy lub urywki zdań, nie zdając sobie z tego sprawy, co nakreślili lub napisali. Zdolność taką nazywamy automatyzmem graficznym. W stanie czuwania rzadko jednak uzyskuje się na tej drodze coś więcej niż tylko poszczególne słowa. Dopiero w hipnozie (lub autohipnozie) zdolność do graficznego automatyzmu ujawnia się w formach niekiedy prawdziwe zdumiewających.
W XIX w., kiedy rozpoczynano dopiero badania nad mechanizmem ruchów mimowolnych, objaw pisania automatycznego podczas seansu spirytystycznego uważany bywał za dowód obecności ducha, który jakoby prowadził rękę medium. Śmieszne, prawda? Ale nie należy na tej podstawie sądzić, że zwolennikami hipotezy spirytystycznej stawali się tylko głupcy i prostacy. Wśród spirytystycznych mediów zdarzały się osoby o autentycznych zdolnościach paranormalnych. W pisanych przez nie automatycznie podczas seansu “komunikatach" odkrywano zatem czasami wiadomości, jakie w żadnym razie nie mogły być znane osobie piszącej. Doprawdy – trudno było w takim wypadku oprzeć się wrażeniu, że wiadomość pochodzi od jakiejś istoty z zaświatów. Laboratoryjne eksperymenty z pisaniem automatycznym, w którym osoba zahipnotyzowana ujawniała treść odbieranych telepatycznie przekazów, przeprowadzał z powodzeniem prof. Leonid Wasiljew. Wyjątkowo sprawnym odbiorcą stała się studentka C. Nadawcą był hipnotyzer. Wykonywane przezeń rysunki i napisy odtwarzała automatycznie owa studentka, znajdująca się od niego w odległości uniemożliwiającej jakikolwiek przekaz normalną drogą. Początkowo przesyłano jej tylko poszczególne litery i cyfry, potem zadania stały się bardziej złożone (np. przekaz astronomicznego symbolu planety Ziemia). Gdy hipnotyzer wykonywał proste działanie arytmetyczne 1+7 = 8, studentka C. pisała słowami “jeden, siedem, osiem".
Pismo automatyczne jest jeszcze jednym technicznym środkiem pozwalającym człowiekowi nawiązać kontakt z nieświadomą sferą swej osobowości. Można się spierać, jak wielka jest rola nieświadomości w procesie twórczym, czy zawsze wolno przypisać jej rolę inspirującą, czy nie zawsze. Inspirację twórczą pochodzącą z nieświadomej warstwy osobowości nazywano dawniej natchnieniem. Dla wielu twórców intelekt jest tylko narzędziem do wygładzania tworzywa. W tym sensie mówił o udziale świadomości w swym akcie twórczym Pablo Picasso. Pismem automatycznym posługiwał się chętnie ekspresjonista niemiecki, autor powieści zabarwionych demoniczną fantazją, Gustaw Meyrink. Poeci będący współtwórcami nadrealizmu uczynili z pisma automatycznego technikę, którą posługiwali się, próbując notowania fali obrazów przepływających nieustannie pod progiem świadomości. W Manifeście surrealizmu (1924) Andre Breton określa ecriture mecanique jako “dyktando myśli poza jakąkolwiek kontrolą świadomości, z pominięciem jakichkolwiek względów moralnych czy estetycznych, czysty psychiczny automatyzm, który stawia sobie za cel odwzorować prawdziwy przebieg myśli".
Zdolność do pisania automatycznego może być z łatwością przeniesiona poza stan hipnozy. Uzyskuje się to za pomocą tzw. sugestii pohipnotycznej. Do tematu pisma automatycznego powrócimy, omawiając kolejno różne zjawiska pohipnozy.
Większość zjawisk, które możemy wywołać podczas seansu hipnotycznego, udaje się przenieść poza hipnozę. Nawet zjawiska tak osobliwe, jak pozytywne i negatywne halucynacje wzrokowe, realizują się po przebudzeniu z hipnozy w kilka minut, godzin lub w kilka dni potem. Termin, w którym ma nastąpić realizacja danej w hipnozie sugestii, podaje hipnotyzer łącznie z treścią sugestii.
Warunkiem pohipnotycznego zrealizowania się sugestii danej w hipnozie jest amnezja (niepamięć) pohipnotyczna. Jest to ogólna zasada, lecz nie reguła bez wyjątków. Sugestie będące w zgodzie ze świadomą, wolą osoby hipnotyzowanej mają szanse spełnienia się po przebudzeniu, nawet gdy hipnotyzowany pamięta potem wszystkie słowa hipnotyzera. Wywołany w hipnozie wstręt do dymu tytoniowego pozostaje nadal (i utrzymuje się niekiedy przez długi czas), ponieważ sugestia lekarza jest zgodna z intencją pacjenta, który po to przecież przyszedł do hipnotyzera, aby móc odzwyczaić się od palenia.
Sugestia pohipnotyczna, której treść byłaby niemożliwa lub trudna do zaakceptowania przez świadomą wolę i wyobraźnię osoby hipnotyzowanej, ma szansę zrealizowania się tylko wtedy, gdy ta świadoma wola i wyobraźnia nie mogą mieć na to wpływu, tzn. wtedy, gdy pacjent po przebudzeniu nie pamięta słów hipnotyzera.
Pohipnotyczna niepamięć jest zjawiskiem występującym spontanicznie tylko po transach bardzo głębokich, u osób o szczególnej podatności na hipnozę. U osób, u których amnezja naturalna nie występuje, można wywołać niepamięć pohipnotyczna sztucznie. Służą do tego specjalne ćwiczenia, podczas których osoba w stanie hipnozy trenuje zapominanie – tak samo jak w normalnych warunkach trenuje się zapamiętywanie (np. tabliczki mnożenia). Najczęściej stosuje się w tym celu ćwiczenie zalecane przez M. Brenmana i M. Gilla: człowiek w transie usiłuje sobie wyobrazić tablicę, na której pisze (oczywiście również w wyobraźni) trzy różne słowa, podane przez hipnotyzera. Następnie daje mu się zalecenie wymazania tych słów z tablicy, a przy tym i z umysłu.
Możliwość zastosowania sugestii pohipnotycznych w terapii nasuwa się sama. Niestety, praktyka wykazuje, że trwałość działania sugestii pohipnotycznych jest ograniczona; zależy od indywidualnych właściwości pacjenta, ale rzadko przekracza kilka dni. Wystarczy to – rzecz jasna – by nie dopuścić do wystąpienia bólów pooperacyjnych i w wielu różnych przypadkach, gdy chodzi o usunięcie niepożądanego objawu chorobowego. Jeśli jednak potrzebne jest trwałe działanie, sugestię w hipnozie należy odnawiać; stosuje się w tym celu technikę “hipnozy ablacyjnej".
Hipnoza ablacyjna (nazwa od łacińskiego słowa ablatio – zabranie, ponieważ pacjent niejako “zabiera" ze sobą hipnozę do domu) nie opiera się na żadnym nowym pomyśle, ale jako metoda doskonale opracowana i stosowana z powodzeniem stanowi nowość powojennego trzydziestolecia. Jej autorem był niemiecki profesor Gerhard Kumbies. Hipnoza ablacyjna staje się wprost niezastąpiona wszędzie tam, gdzie pacjent skazany jest na długotrwałe lub często powtarzające się bóle; bywa tak np. w wielu przypadkach chorób nowotworowych. Podstawą metody jest uzyskanie
dostatecznie głębokiego stopnia hipnozy, co przy bardzo dużej podatności u pacjenta jest możliwe nawet podczas pierwszego już seansu, przeważnie jednak uzyskanie stanu somnambulizmu wymaga wielu poświęceń, w trakcie których uzyskuje się coraz to głębsze stany hipnozy. Podczas kolejnych spotkań lekarz wywołuje u pacjenta nieczułość na ból (np. z powodu ukłucia), którą osiąga się stosowną sugestią słowną. Następnie przekonuje się pacjenta, że formuła tej sugestii z równym skutkiem może być wypowiedziana przez niego samego; zahipnotyzowany stwierdza, że jest istotnie w stanie sam siebie uczynić nieczułym na ból. Jednocześnie podczas tych samych seansów pacjent nabywa zdolności do samodzielnego pogrążania się w stan głębokiej autohipnozy, a także do automatycznego budzenia się z niej po uzyskaniu bezbolesności.
Istnieje kilka odmian metody ablacyjnej. Do wywołania stanu hipnozy w razie wystąpienia bólów może pacjentowi służyć np. taśma magnetofonowa z nagranym głosem lekarza. Cierpiący uruchamia swój domowy magnetofon ł słyszy kolejno: sugestię usypiającą, sugestię analgezji i sugestię budzącą. Budzi się po kilkudziesięciu sekundach i bólu już nie odczuwa. Gdy po pewnym czasie cierpienie powraca, pacjent po prostu włącza na chwilę magnetofon.
Jaką wyższość ma hipnoza nad przeciwbólowymi środkami farmaceutycznymi? Częste stosowanie tych ostatnich prowadzi wreszcie do zaniku skuteczności, przy czym ich szkodliwość (wobec konieczności powiększania dawek) wzrasta niepomiernie. Hipnoza nie daje w ogóle żadnych niepożądanych działań ubocznych.
Tak charakterystyczne dla stanu głębokiej hipnozy zwielokrotnienie zdolności ideoplastycznych występuje również i po wyjściu z transu. Ogromną sensację wzbudziły doświadczenia przeprowadzone w 1885 r. przez profesorów Bourru i Burota w Rochefort. Zahipnotyzowali oni kiedyś pewnego niezmiernie wrażliwego marynarza i wmówili weń, że o określonej godzinie dostanie krwotoku z nosa. Sugestia urzeczywistniła się całkowicie. Innym razem ci sami badacze zakreślili tępym narzędziem na ramionach owego marynarza, uśpionego, jego imię i nazwisko i przy tym oświadczyli: “Dziś o czwartej na liniach, które nakreślamy, wystąpi krew i na ramionach pokaże się imię twoje napisane krwawymi literami". Istotnie, o oznaczonej porze na ramionach marynarza zarysowały się wyraźnie czerwone kontury liter, wkrótce wzniosły się ponad poziom skóry i pokryły gdzieniegdzie, jakby rosą, drobniutkimi kropelkami krwi. Jeszcze trzy miesiące potem można było przeczytać litery, wprawdzie już nieco wybladłe.
Do tej samej grupy zjawisk – ideoplastycznej realizacji w pohipnozie – należy hipnotyczny doping w sporcie wyczynowym. Jest on nieporównanie skuteczniejszy od dopingu środkami farmakologicznymi, a przy tym prawie niemożliwy do wykrycia; nic też dziwnego, że już od lat bywa plagą wielkich międzynarodowych rozgrywek sportowych. Latem 1973 r. sensacją szwedzkiej prasy stała się historia dwudziestopięcioletniego dziennikarza, miernego sportowca, który pod wpływem hipnozy uzyskał dziewiąte miejsce na mistrzostwach Szwecji w dziesięcioboju, bijąc rekord w skoku wzwyż. Rekordzista nazywa się Andren Kenneth, a jego hipnotyzerem był psycholog Lars-Eric Uhestaahl. Obaj zapowiedzieli wówczas kontynuowanie eksperymentu i start Kennetha w mistrzostwach świata. Do tego jednak chyba nie doszło, ponieważ doping hipnotyczny został wreszcie przez międzynarodowe organizacje sportowe zabroniony, na równi z dopingiem farmakologicznym.
Niezmiernie interesującym z różnych względów zjawiskiem jest pismo automatyczne jako objaw pohipnotyczny. Warunkiem jego uzyskania – podobnie jak innych realizacji pohipnotycznych – jest po pierwsze dostatecznie głęboki trans z gwarancją niepamięci po przebudzeniu, a po drugie, choćby minimalne zdolności ideomotoryczne, które zresztą mogą być łatwo rozwijane przez hipnozę.
Pohipnotyczna sugestia pisania automatycznego realizuje się zazwyczaj już po pierwszym seansie, ale wówczas uzyskuje się przeważnie tylko poszczególne litery i wyrazy. Na kilkadziesiąt prób, które L. E. Stefański przeprowadzał z różnymi osobami, ani jedna nie zaczęła pisać pełnymi zdaniami zaraz po pierwszym poświęconym temu tematowi transie. Przeważnie eksperyment kończył się na tej jednej próbie, ponieważ obiektywne przeszkody nie pozwalały na kontynuowanie doświadczeń. U kilku osób, z którymi eksperyment był prowadzony w dalszym ciągu, podczas następnych spotkań zdolność do automatyzmu graficznego szybko wzrastała. Był wśród nich uczeń liceum muzycznego Tadeusz J. Zdumiewająco szybko zjawiła się u niego umiejętność pisania pełnymi zdaniami. Im bardziej jego uwaga była zabsorbowana rozmową, tym doskonalej formułowane były teksty, które jednocześnie pisała jego prawa ręka. Na przykład opowiadając z zapałem o trudnościach wykonawczych i o budowie utworu muzycznego, napisał o planowanym wyjeździe na święta “Jadę po pieniądze; jak mi wypłacą, to pojadę i kupię prezent bratu; powinienem być już na czwartą u matki jak umówione". Innym razem zdawał dokładnie relację z przebiegu nie zdanego egzaminu z form muzycznych i jednocześnie pisał: “Kulig do puszczy będzie organizowany w styczniu; składamy się po 50; będzie zabawa, bigos przy ognisku; pojedziemy do chłopa z ćwiartką i załatwimy sanie". Kiedy rozmowa dotyczyła spraw rodzinnych, ręka Tadeusza J. ujawniała jego kłopoty szkolne: “Nie wiem, co ja zrobię, ona zgłupiała, zadała mi trzy etiudy i z sonatiny oprócz tego kazała mi grać".
O tym, że pismo automatyczne może oddać cenną usługę jako środek diagnostyczny, miał kiedyś możność przekonać się przypadkowo L. E. Stefański. Oto jego relacja:
Przeprowadzałem przed kilkoma laty próbę spostrzegania pozazmysłowego w hipnozie z siedemnastoletnim chłopcem. Jego wygląd ani zachowanie nie zdradzały przedtem niczego niepokojącego. Jednym z jego zadań w hipnozie było wpatrywanie się w szklaną kulę, przy czym sugestia nie narzucała mu żadnego określonego tematu halucynacji. Obserwując chłopca spostrzegłem, że widzenie silnie przykuło jego uwagę, a po chwili w oczach ukazały się łzy i zaczęły spływać po policzkach. Na pytanie, co widzi, odpowiadał ociągając się, niechętnie i z przerwami. Powiedział, że widzi wnętrze pokoju, wiązanki kwiatów i płonące świece. Pośrodku pokoju stała otwarta trumna, a w niej zobaczył samego siebie. Wówczas wtrąciłem, że jest to wizja dalekiej przyszłości. “Nie" – odpowiedział chłopiec. – “Ja tam jestem bardzo młody". Zapytany dodał, że wygląda w trumnie na lat 17. Poleciłem mu wtedy zamknąć oczy i zasugerowałem halucynację o treści pogodnej, optymistycznej, po której miało nastąpić przebudzenie w nastroju wesołym; wizja trumny miała pozostać raz na zawsze zapomniana. Osobna sugestia dotyczyła pisma automatycznego po przebudzeniu.
Gdy chłopiec się obudził, był wypoczęty i wesoły. Rozmawiał ze mną i żartował, a jednocześnie ręka jego pisała: “Dosyć mam tego świata". Gdy przeczytał te słowa, zmieszał się. Spytałem co mogą znaczyć. Zawahał się. Wreszcie jednak opowiedział mi o swoich kłopotach, istotnie bardzo poważnych, groźnych dla jego przyszłości. Spróbowałem mu pomóc; przeprowadziłem szereg rozmów z ludźmi dla chłopca życzliwymi. Jego sprawy przybrały korzystny obrót. Po 8 dniach powtórzyliśmy doświadczenie. Tym razem chłopiec “zobaczył w kuli" dziecko śmiejące się i potrząsające grzechotką. Po przebudzeniu ręka jego napisała: “Wszystko jest galant. Teraz to się mama ucieszy i nie będzie płakać. Nie będzie narzekać".

Brak komentarzy: