Obserwatorzy

O wszystkim , co w życiu może być ważne.

Oldis Mikst TV

Zmień swoje życie

Grunt to pewność siebie

SZLAKAMI MAPY





Co więc należy zrobić, by nasze decyzje były w pełni korzystne dla nas? Należy przede wszystkim zaobserwować myślenie obu jaźni, świadomej i podświadomej, przyjrzeć się im, jakie dostajemy z ich strony, nauczyć się odróżniać wzorce zachowań zakodowane w podświadomej części umysłu od informacji z umysłu nadświadomego, które będą w pełni dla nas korzystne. A jak je odróżnić? W tym celu trzeba unikać pożądania, emocjonalnego popędu, pośpiechu, które zazwyczaj towarzyszą sugestiom z podświadomości. Sugestii nadświadomej zawsze towarzyszy spokój i przyjemne odczucie, pewność, że ta decyzja, to działanie będzie dla nas dobre. Nie będzie tam również lęków czy przestróg przed złem, które mogłoby nas spotkać a jedynie, w poczuciu spokoju, przyjemnie kojarzące się najlepsze rozwiązanie. W sytuacji błędnych decyzji wyższe Ja przejawia opór przed ich realizacją.
Aby prawidłowo posługiwać się naszą mapą, należy rozróżnić, a następnie umiejętnie połączyć informacje z wszystkich trzech jaźni. Umysł świadomy ma wiedzieć, czego chce, jednak ma skoncentrować się na efekcie ostatecznym zamierzonego celu. Sugestie z podświadomości mają przestrzegać nas przed ewentualnymi zagrożeniami i realizacją negatywnych wzorców, które należy przeprogramować poprzez pracę z afirmacjami, medytacją itp. Powinno nauczyć się umiejętnie, ze spokojem i pokorą, wsłuchiwać w głos nadświadomości, która pokazuje nam najlepszą drogę do celu i podpowiada najtrafniejsze rozwiązania. Jednak kierować się nim możemy wówczas, kiedy będziemy umiejętnie rozróżniać ten głos od podpowiedzi podświadomych, czyli wtedy, kiedy będziemy pewni, że jest to głos z nadświadomej części umysłu. Jeśli zlecamy swojej „mocy sprawczej” przekonanie, że możemy coś zrobić, stać nas na to, są możliwości ku temu, pomimo że nie wiemy jeszcze, jak to zrobić, wówczas nasza podświadomość sama kontaktuje się z umysłem nadświadomym, by on podsunął nam najlepsze rozwiązanie.
Należy pamiętać, że intuicja często podpowiada nieoczekiwane, zaskakujące lub, wydające się nam, ryzykowne decyzje, które z rachunku prawdopodobieństwa i z posiadanej wiedzy mogłyby nie mieć racji bytu, jednak w praktyce okazują się najbardziej trafne i korzystne. Intuicyjne podpowiedzi wraz z wizją celu ostatecznego, na którym się koncentrujemy, przechwytuje umysł podświadomy, który za pomocą „mocy sprawczej”, popartej naszym świadomym działaniem, wdraża je w życie.
W skrócie można powiedzieć, że umysł świadomy jest zleceniodawcą, podświadomy wykonawcą a nadświadomy pomysłodawcą. Niższe Ja jest więc robotnikiem, który wykonuje zlecenia pozostałych jaźni. Należy pamiętać, że gdy zostanie coś owemu robotnikowi zlecone, ale nie zostanie wyjaśnione, co i jak dokładnie ma zrobić, to on zlecenie wykona po swojemu, na miarę wyuczonych przez siebie schematów, co nie zawsze daje pożądany efekt. Trzeba więc pamiętać, by dokładnie precyzować i wyjaśniać swoje zlecenia.

Średnie Ja - zleceniodawca.
Niższe Ja - wykonawca.
Wyższe Ja - pomysłodawca.

Możemy więc wpływać na „moc sprawczą”, naszym „centrum dowodzenia”, ale za pośrednictwem „magazynu wyobrażeń” i należy to robić umiejętnie. „Magazyn wyobrażeń” nie ma również bezpośredniego kontaktu z naszym „moralnym centrum”, ma go za pośrednictwem „monitora”. W praktyce wygląda to tak, że podświadomość nie rozumie słów, tylko obrazy, jakie tworzą wypowiadane przez nas słowa, które są systematycznie powtarzane.
Pierwszym krokiem, by umiejętnie wpływać na naszą „moc sprawczą” tak, by cała nasza mapa odzyskała zdrowe funkcjonowanie, jest nauka pozytywnego myślenia. Chce jednak podkreślić, że chodzi tutaj o zdrowe podejście to takiej nauki. Chodzi mi o pozytywne myślenie, które nie polega na oszukiwaniu się czy okłamywaniu, ale o takie, które łączy się z uwalnianiem negatywnych i destrukcyjnych wzorców zachowań.
Wiedząc, iż „magazyn ego” karmi się obrazami, musimy nauczyć się konstruować swoje myśli i wypowiadane zdania tak, by stworzyły one pożądany przez nas obraz. Nasz cel, jaki sobie planujemy, musi więc być dobrze zobrazowany w sposób zrozumiały dla podświadomości. Przez systematyczne wizualizacje tego celu, lub powtarzanie właściwie ułożonych zdań - afirmacji, formułujemy podświadomości cel, jaki ma nam ona zmaterializować. By mieć pewność, że nasze afirmacje są prawidłowe, najlepiej jest powiedzieć je sobie w myślach i sprawdzić, jak te słowa malują się w naszej wyobraźni i zastanowić się, czy to jest dokładnie to, czego tak naprawdę oczekujemy. Niezbędne tutaj będzie nauczenie się języka podświadomości, która nieco inaczej postrzega i interpretuje wypowiadane przez nas słowa i myśli. Aby samodzielnie pracować z afirmacjami, należy nauczyć się umiejętnie je układać, tak by były one trafne i odpowiednie dla nas.
Podam taki przykład, jeśli będziesz powtarzał sobie myśl: „W moim życiu nie pojawiają się żadne zagrożenia”, to Twój umysł świadomy zinterpretuje ją pozytywnie. Jednak w „monitorze” powstanie obraz wszelkich zagrożeń, które rzekomo mają się nie wydarzyć w Twoim życiu, a zgodnie z zasadą: „W naszym życiu materializuje się to, na czym się koncentrujemy”, wizja wszelkich zagrożeń zakoduje się w „magazynie wyobrażeń” i dokładnie taki obraz zacznie materializować się w Twojej „mocy sprawczej”.
Należy więc postudiować głębiej techniki pozytywnego myślenia czyli nauczyć się swoimi myślami tworzyć pozytywny, pożądany przez nas obraz. W powyższym wypadku poprawna afirmacja powinna brzmieć: „Zawsze jestem swobodny, bezpieczny i spokojny, gdyż w moim życiu pojawiają się same pozytywne i korzystne dla mnie wydarzenia”. Co się teraz stało w naszym „monitorze”? Powstały w nim pozytywne i dobre dla nas obrazy naszego życia. Takie obrazy, coraz częściej podsuwane naszemu „magazynowi wyobrażeń”, sprawiają, że zmienia się jego ogólny kształt, a co za tym idzie - zmienia się wypadkowa wyobrażeń przechwytywanych przez „moc sprawczą”.
I tutaj kolejna miła niespodzianka. Im więcej pozytywnych myślokształtów, może jeszcze nie w pełni zgodnych z naszą „matrycą doskonałości”, ale znacznie zbliżonych do niej, a przede wszystkim nie zaprzeczających naszej „matrycy”, tym szybciej podświadoma jaźń zauważa ową „matrycę”, utożsamia się z nią i stwierdza: „Skoro moje myśli i programy nie zaprzeczają tym zawartym w „matrycy”, które jednak są o wiele lepsze, to może warto zacząć je przyjmować do swojego „magazynu wyobrażeń”?” I tak pomału, w myśl zasady, że praktyka czyni mistrza, odbudowuje się zaufanie do naszej doskonałości, a wraz z wypracowaną wysoką samooceną i wiarą w siebie sprawiamy, że doceniamy siebie i zaczynamy w pełni korzystać z przekonania, że jesteśmy stworzeni na wzór i podobieństwo Boga.

Jednak w opisywanej przeze mnie na początku sytuacji, którą raczej każdy z nas jeszcze przejawia, nie ma takiej możliwości, abyśmy swoim „kodeksem moralnym” wpływali bezpośrednio na „moc sprawczą”, ani też zwrócili ją w stronę „matrycy doskonałości”, co jednak jest przecież naszym finalnym celem. Wszystko wymaga czasu i pracy - również rozwój duchowy -, a więc zacznijmy od podstaw.
obiektywnie informacj

Samoocena




Podświadomość nie odróżnia dobra od zła,
rozróżnia jedynie programy, z którymi się utożsamia,
od tych, które nie zostały zapisane w magazynie ego.



Kolejną, bardzo istotną kwestią na ścieżce samorealizacji, o której nie należy zapominać jest praca nad podnoszeniem samooceny. Jeśli nasza samoocena będzie niska, wtedy trudniej jest nam uwierzyć w pozytywne programy, a łatwiej ulegamy destrukcyjnym wzorcom, nie umiejąc ich odróżnić od korzystnych dla nas.
Człowiek, który dąży do doskonałości we wszystkim, chcący sobie udowodnić, że we wszystkim jest dobry, tak naprawdę ma niskie poczucie własnej wartości. Najczęściej są to wyłącznie intencje dowartościowywania się, które bazują na jego niskiej samoocenie. Człowiek naprawdę wartościowy potrafi powiedzieć: „Nie wiem, nie umiem tego, nie jest mi to potrzebne”. Będzie w swoim życiu realizował wyłącznie to, co tak naprawdę jest mu przydatne i co będzie dawało satysfakcję, bez potrzeby udowadniania czegokolwiek sobie i innym. Ale równocześnie musimy pamiętać, że nie należy czuć się lepszymi od innych, możemy za to przejawiać w danym momencie większe ambicje i wiarę w siebie od innych konkretnych osób.

BŁĘDNE SZLAKI NA MAPIE ŚWIADOMOŚCI





Ludzie, podejmując decyzje dotyczące np. współpracy z innymi czy rozpoczęcia jakiejś działalności, kierują się zazwyczaj umysłem świadomym czyli racjonalnym myśleniem. Kierują się wówczas jedynie informacją, którą na dany temat posiadają, stosując czystą kalkulację, wyliczając, co się bardziej opłaca a co nie, co wydaje się bardziej realne, bezpieczne, a co mogłoby być bardziej ryzykowne. Wyliczenia takie biorą się z rachunku prawdopodobieństwa. Taka wiedza, informacje i przemyślenia często są niewystarczające, nie jesteśmy bowiem świadomi wielu zagrożeń bądź celowo zostaliśmy wprowadzeni w błąd przez innych. Nie jesteśmy również świadomi pozytywnych wartości, które mogą przynieść inne decyzje. Na podstawie takich informacji nasze przemyślenia, a nawet ich dogłębna analiza, może okazać się błędna.
Adepci ścieżek duchowych, chcący kierować się w życiu intuicją, zaczynają najpierw od nawiązywania kontaktu z niższym Ja, dzięki czemu są w stanie uniknąć wielu zagrożeń. Zaobserwowałem u takich osób, że często unikają one jednak i pozytywnych decyzji, gdyż przestają one myśleć racjonalnie, a chcąc słuchać wyłącznie intuicji, często nie potrafią odróżnić jej od podświadomych podszeptów, które biorą się z zakodowanych w niej wzorców zachowań, często błędnych. Podświadoma jaźń takiej osoby często odradza jej podejmowanie decyzji, które przyniosłyby wiele pozytywnych zmian, dlatego że ta jaźń nie lubi właśnie zmian nawet wtedy, jeśli są one korzystne.
Jak to ma się w praktyce. Jeśli kierujemy się wyłącznie świadomą jaźnią czyli logicznym myśleniem, to wykorzystujemy wyłącznie wiedzę, jaką posiadamy, a która dotarła do nas z zewnątrz, wobec której nie mamy pewności, czy jest słuszna i prawdziwa. Jeśli kierujemy się jedynie umysłem podświadomym czyli odczuciami, to jaźń podświadoma podsuwa nam pomysły, które w jej odczuciu są dobre dla nas (najczęściej będzie to brak zmian i realizowanie dotychczasowego stanu). Często ta jaźń może wręcz zachęcać do destrukcyjnego działania, gdyż w jej wyobrażeniu właśnie ono jest dla nas korzystne.
Umysł podświadomy przechowuje wiele destrukcyjnych programów, które możemy traktować jako dobre dla nas, dlatego zdarza się, że swoje wzorce destrukcyjne traktujemy jako intuicję. Niższe Ja stara się za wszelką cenę udowodnić rację swoich wzorców, które przechowuje, dlatego że kiedyś uznaliśmy je za dobre i od tamtej pory nie zostało zmienione nasze stanowisko wobec nich, mimo iż radykalnie mogła zmienić się nasza życiowa sytuacja. Dlatego też w czasie pracy z afirmacjami często napotykamy na opór ze strony podświadomej części umysłu.

RUCHY TEKTONICZNE NASZEJ ŚWIADOMOŚCI



Z lekcji religii na pewno pamiętamy nauki, iż człowiek jest stworzony na wzór i
podobieństwo Boże. Podobne przekonanie panuje prawie w każdej religii, co znaczyłoby, że z
założenia mamy prawo rozwijać się i urzeczywistnić porównywalny do Boga poziom
świadomości. Dlaczego więc takiej doskonałości nie przejawiamy?
Sięgnijmy więc do historii i zastanówmy się. Bóg stworzył nas jako istoty doskonałe czyli
stworzył nas z „matrycą doskonałości” i „mocą sprawczą”, jednak dał nam wolną wolę, no i
oczywiście nie dał nam instrukcji używania życia ;). Na początku powstała jedna myśl
„JESTEM” i tak się zaczęło. Wyodrębnił się wówczas „monitor”, który to zaobserwował oraz
„centrum dowodzenia” (zwane tutaj „kodeksem moralnym”), które to stwierdziło. Owszem,
dochodziły do nas sygnały z naszej „matrycy” o naszej doskonałości, ale mając
niewypracowane poczucie własnej wartości, brak wiary w siebie i deklaracji, co chcielibyśmy
robić i jak się rozwijać, odrzucaliśmy sugestie z wyższego Ja, traktując je jako nierealne.
Powątpiewając w swoją doskonałość, odizolowaliśmy się od swojej „matrycy” czyli
zamknęliśmy się na „intuicję”. W tym momencie zrodził się podział na świadomą i
nadświadomą jaźń.
Życie jednak pchało nas do przodu. Skoro byliśmy świadomi naszego istnienia, ale
odcięliśmy się od doskonałego obrazu siebie, to w efekcie zaczęliśmy się zastanawiać: „Kim
jestem i co ja tu robię?”. W tym momencie zaczął się rozwijać intelekt oraz podatność na
przyjmowanie wyobrażeń o sobie z zewnątrz, w przekonaniu, że skoro ja nie wiem, kim i jaki
jestem, to może otaczające mnie osoby coś o mnie wiedzą. I tak posypała się lawina
informacji na nasz temat. Potrzebny stał się nam więc magazyn, który by te informacje
przechowywał. W tym celu stworzyliśmy sobie „magazyn wyobrażeń”, który zaczął
gromadzić wszelkie informacje w przekonaniu, że może kiedyś się przydadzą. Z chaosu myśli
i sprzecznych z sobą wyobrażeń, a co za tym idzie, braku klarownego obrazu siebie,
wpadliśmy w pęd gromadzenia informacji. Chcieliśmy mieć ich jak najwięcej wierząc, że
jeśli dowiemy się jeszcze więcej, to w końcu poznamy siebie i wyklaruje się pełny obraz nas,
w którym nie będzie sprzeczności. Efektu można było się łatwo domyślać - coraz więcej
komunikatów z coraz to różnych źródeł, z różnymi wobec nas intencjami, w konsekwencji
coraz większy chaos informacyjny. Próba poskładania tego i stworzenia sensownego
wizerunku, biorąc pod uwagę oczywiście wszelkie zakodowane informacje, zawsze spalała na
panewce, a czasem nawet doprowadzała do wściekłości i depresji. I tak zaczęły rodzić się
nasze emocje i intencje. Ponieważ dłużej tego nie mogliśmy znieść, nie pozostało nam nic
innego, jak zacząć odcinać się od magazynowanych wyobrażeń.
W tym samym czasie nasza „moc sprawcza” ciągle dopytywała się „kodeksu moralnego”,
co ma robić, jak się przejawiać, co ma kreować w naszym życiu, co może nas w nim
spotykać. Zagubiony i słabo rozwinięty wówczas „kodeks moralny” odsyłał ją do „magazynu
wyobrażeń” w przekonaniu, że sam nic nie wie, a otaczający nas ludzie na pewno są na nasz
temat bardziej poinformowani. „Moc sprawcza” została więc skierowana do „magazynu
wyobrażeń” i zaczęła materializować wypadkową zawartych w niej informacji. Efektem tego
stały się, potocznie uznane za losowe, zdarzenia nie zawsze dla nas korzystne.
W powstałym chaosie, nie umiejąc i nie chcąc decydować za siebie ani odczuwać
nagromadzonych informacji, emocji i wyobrażeń postanowiliśmy od nich się odciąć, dzięki
czemu stworzył się kolejny podział naszego umysłu na jego świadomą część oraz
podświadomą, która zawarła w sobie „magazyn ego” i „moc sprawczą”, którą odesłaliśmy do
słuchania i materializowania wyobrażeń o sobie. Tak wytworzyła się obecna mapa naszej
świadomości.

Poszczególne części naszych trzech jaźni






Monitor ma za zadanie monitorować otaczającą nas rzeczywistość i procesy myślowe
zachodzące w świadomej jaźni. Charakteryzuje się on zdolnością wizualizacji. Wszystkie
zaobserwowane otaczające nas zdarzenia, które zarejestrował oraz nasze świadome decyzje, a
także wizje stworzone oczami wyobraźni, przekazuje na przechowanie do podświadomości,
gdzie są magazynowane w „zbiorze Ego”.







Ego to magazyn wyobrażeń o sobie,otaczającym nas świecie i możliwościach
przejawiania się w nim. Przechowuje wszystkie informacje i wyobrażenia, które biorą się z
tego, na czym koncentruje się średnia jaźń a dokładnie nasz „monitor". Średnią wypadkową
tych wyobrażeń kieruje się „moc sprawcza” w czasie kreacji zdarzeń, których
doświadczamy. „Ego” lubi wiedzieć o sobie jak najwięcej, nie lubi zmian i pozbywania się
jakichkolwiek wyobrażeń, nawet jeśli są one negatywne. Jednym słowem, woli mieć złe
wyobrażenia niż nie mieć ich w ogóle. Jeśli przechowuje w sobie sprzeczne z sobą
wyobrażenia, to wprowadza w zakłopotanie, dysharmonię, a nawet doprowadza do głębokiej
depresji całą „mapę” czyli naszą świadomość, nas samych.






Kodeks moralny jest wyznacznikiem naszego świadomego postępowania. Został
wypracowany głównie przez system wychowawczy w okresie naszego dzieciństwa. Zajmuje
on funkcje centrum dowodzenia naszej świadomości, naszej deski rozdzielczej, gdyż z niego
wychodzą wszelkie decyzje które podejmujemy. Nim przede wszystkim kieruje się nasz
świadomy, logiczny umysł podejmując wszelkie decyzje, wykonanie których zleca kolejnemu
punktowi naszej mapy, tj. „mocy sprawczej”.






Moc sprawcza zawiera się w podświadomej części naszej mapy i przez nią jest
zawiadywana. Owa moc jest odpowiedzialna za nasze zdarzenia losowe, czyli za to, co i kogo
na swojej drodze życiowej spotykamy, czego dzięki tym osobom i z ich strony doświadczamy
itp. „Moc sprawcza” obecnie kieruje się zawartością „magazynu wyobrażeń” i realizuje
wypadkową tego, co jest w nim zakodowane, mimo iż początkowo, gdy nie mieliśmy jeszcze
wyobrażeń, słuchała naszego, słabo rozwiniętego wówczas, „kodeksu moralnego”. Nasza
świadoma część umysłu, nie wierząc wówczas w siebie i w to, że może sama decydować o
naszym życiu, zaczęła gromadzić wyobrażenia na swój temat, przyjmując je od otoczenia.
Średnie Ja nie wiedząc zupełnie, co miałoby zlecić „mocy sprawczej”, nie wierząc jeszcze, że
cokolwiek samo może, co wynikało z nieznajomości siebie i niskiej samooceny, zleciło
„mocy sprawczej” kierowanie się „zbiorem wyobrażeń”, w których przechowywane są w
większości wyobrażenia i opinie innych na nasz temat i nasze, wyciągnięte na podstawie
powyższych wnioski. A działo się tak dlatego, że mieliśmy przekonanie, iż to inni wiedzą
lepiej, co ja - jako jednostka - mogę, na co ja zasługuję, co ja potrafię, a co mi się nigdy nie
uda.






Matryca doskonałości, która jest atutem wyższego Ja, jest niczym innym jak obrazem nas
doskonałych. W niej znajdują się wszelkie informacje o naszej nieograniczonej doskonałości,
nasz doskonały wizerunek, nasze wszelkie możliwości, predyspozycje i umiejętności, które
ułatwiają i umilają nam życie. Nasza nadświadomość, korzystając z „matrycy”, potrafi
pokazać nam najlepsze rozwiązania naszych problemów, przy czym nakłania nas do
kierowania się miłością, dobrocią i do dążenia ku wiecznemu szczęściu. Jeśli średnia jaźń nie
ma kontaktu z wyższym Ja, a co za tym idzie, nie wzoruje się na zawartej w niej „matrycy”,
to za taką matrycę traktuje otaczającą nas rzeczywistość i otaczających nas ludzi, do których
się upodobniamy.
Poznając całą naszą świadomość, nietrudno stwierdzić, że im słabszy jest kontakt między
poszczególnymi jaźniami, tym trudniejsze jest funkcjonowanie całego umysłu czyli
trudniejsze poruszanie się po naszej mapie i w rezultacie - słabsza kontrola naszego losu.
Jednak dzięki jej poznaniu możemy znacznie łatwiej zrozumieć samych siebie, sprawniej
poruszać po całej świadomości i nauczyć się żyć w radosny i korzystny dla nas sposób.
O różnicach między średnim i niższym Ja, konfliktach między nimi, oraz o tym jak lepiej
porozumiewać się z podświadomością możesz przeczytać w artykule: „REGRESJA –
wycieczka w głąb siebie”.


MAPA ŚWIADOMOŚCI



„Poznaj swoją mapę i naucz się drogowskazów,
abyś przestał błądzić i szybko dotarł do celu swojego istnienia”


By bardziej obrazowo przedstawić naszą psychiczną konstrukcję, naszą świadomość,
spróbuję porównać ją do mapy. Będzie to mapa naszej świadomości, która ułatwi
wyobrażenie sobie zależności zachodzących między obiektami na niej zawartymi. Najpierw
podzielmy ją na 3 części, trzy jaźnie: świadomą, podświadomą i nadświadomą. Kolejność nie
jest tutaj przypadkowa, gdyż w takiej kolejności mają kontakt między sobą czyli że umysł
świadomy i nadświadomy komunikują się między sobą za pośrednictwem jaźni
podświadomej.


Umysł świadomy, czyli średnie Ja, przyjmuje informacje z zewnątrz czyli z otaczającego
nas środowiska i naszych w nim doświadczeń, analizuje je i wyciąga osobiste wnioski. Na
podstawie których podejmuje decyzje i poprzez to wpływa na nasze życie, kierując się przy
tym głównie logicznym myśleniem, oraz wyuczonymi schematami. Zdarza się jednak, że
ulega emocjom, pragnieniom, wyobrażeniom i programom, które przechowuje
podświadomość. W umyśle świadomym, który cechuje się właśnie logicznym i
intelektualnym myśleniem, znajduje się, nazwijmy to „monitor” oraz „kodeks moralny”.


Podświadoma - niższa jaźń natomiast przechowuje wszelkie wyobrażenia i programy,
które powstały przy udziale umysłu świadomego. Steruje również częściowo naszym życiem,
a dokładniej sytuacjami, które przypisujemy losowi i prawom natury w przekonaniu, iż nie
mamy na nie najmniejszego wpływu.


To co potocznie nazywamy losem
i prawem natury, a co ingeruje w nasze życie,
leży w kwestii działań naszej podświadomości.


Za wszystkie losowe zdarzenia w naszym życiu, jak również za zasady rządzące światem
fizycznym, które nas dotykają, jest odpowiedzialna nasza podświadomość, która kieruje się
przechowywanymi w sobie programami i wyobrażeniami przyjętymi w zdecydowanej
większości z zewnątrz, od otaczających nas ludzi. To, że na przykład, ulegamy prawom
grawitacji, to tylko nasze wyobrażenie w które świece wierzymy, a wierzymy bo inni w to
wierzą itd. To prawo znają i zmieniają Jogini którzy lewitują. W świadomości europejskiej
jest jednak przekonanie, że to tylko wymyślone bajki.
Tak więc każdemu zostają wykreowane jego życiowe zdarzenia, przypisywane wypadkom
losowym, bądź prawom natur. Wykonuje to jednak nasza podświadomość będąca przekonana
o wpływie takiego prawa na nas. Takie programy w podświadomości kodują się, jak
wspomniałem, za sprawą naszego umysłu świadomego, a dokładnie za sprawą tego na czym
się on koncentrował, co zaobserwował, w co uwierzył i do czego dał się przekonać. Nasza
podświadomość, bacznie przyglądając się temu, na czym koncentruje się umysł świadomy i
stara się dokładnie odwzorować jego myślenie. Niższa jaźń, za wszelką cenę, stara się więc
wykreować w postaci „losowego zdarzenia” coś, co w jej odczuciu jest przez nas, czyli umysł
świadomy, oczekiwane. Wniosek z tego:


Umiejętnie sterując koncentracją umysłu świadomego,
możemy mieć pełny wpływ na nasz los i kontrolę nad nim.


Naszym losem kieruje również pewien mechanizm, którym częściowo zawiaduje umysł
podświadomy a częściowo wyższa jaźń. Mechanizm ten znany jest w naukach buddyjskich
jako prawo karmy - prawo przyczyny i skutku (został on pokrótce przedstawiony przeze mnie
w rozdziale: „Co tak naprawdę decyduje o naszym losie”). Podświadoma jaźń realizuje
również zakodowane w przeszłości programy i wzorce myślowe, które wydają jej się nadal
potrzebne, nie zawsze jednak adekwatne do naszej aktualnej sytuacji.
Niższe Ja cechuje się prostym myśleniem typowym dla dziecka. Ta jaźń bierze wszystko
dosłownie, kieruje się emocjami, myśli jedynie w czasie teraźniejszym i wyciąga proste
wnioski na podstawie dostarczanych jej informacji, bez głębszej ich analizy. Z
podświadomością należy więc rozmawiać podobnie jak rozmawia się z dzieckiem. Jest ona
bowiem łatwowierna, często nawet żarty traktuje poważnie. Należy o tym pamiętać
szczególnie w czasie układania sobie afirmacji. Podświadoma jaźń posługuje się językiem
obrazów i symboli, tzn. należy jej w formie komunikatu podsyłać obraz, np. jakiegoś
przedmiotu, który kojarzy się z tym, co chcemy jej przekazać, i na odwrót, obrazy z
podświadomości należy odbierać jako symboliczne, czyli należy zastanowić się nad ich
znaczeniem i skojarzeniami.
Jeśli do czegoś dążymy i koncentrujemy się na tym naszym umysłem świadomym, ale cel
ten jest niesprecyzowany, nierealny, bądź nasze dążenia są sprzeczne z sobą, wykluczające
się, to nasza niższe Ja kreuje nam to, co jest najbardziej zbliżone do naszych aspiracji, bądź
jest im najbliższe skojarzeniowo. W przypadku sprzeczności szuka kompromisów, jednak są
to kompromisy na miarę jej wyobrażeń, co znaczy, że mogą one być zupełnie niezgodne z
intencjami świadomej części naszego umysłu. Ta jaźń zawiera w sobie „wyobrażenia o nas”
oraz „moc sprawczą”.


Trzecia jaźń - wyższa, zwana nadświadomą, przez wielu zapominana i niedoceniana,
cechuje się intuicyjnym, wydawałoby się czasem nieracjonalnym, jednak w praktyce
najbardziej trafnym, myśleniem. Pokazuje nam najlepsze rozwiązania, dzięki którym możliwe
jest nasze w pełni stabilne funkcjonowanie oraz dalszy rozwój. W niej zawarta jest „matryca
naszej doskonałości” oraz „intuicja”, która podsuwa nam najlepsze rozwiązania zbliżające nas
do doskonałego obrazu siebie.

KRÓTKA INSTRUKCJA UŻYWANIA ŻYCIA



„Zapukajcie, a będzie wam otwarte.
Proście, a będzie wam dane.”


Usłyszałem kiedyś stwierdzenie, iż człowiek został stworzony bez instrukcji obsługi.
Przyglądając się ludzkiemu zachowaniu stwierdziłem, że coś w tym jest. Wystarczy przyjrzeć
się temu, w jaki sposób ludzie traktują się nawzajem i jakie konsekwencje przynoszą ich nieprzemyślane
decyzje by przekonać się, że człowiek rzeczywiście nie potrafi posługiwać się
swoim życiem. Każdy z nas w swoim życiu podejmuje określona ilość decyzji, które z założenia
miały doprowadzić nas do szczęścia. Pomyślmy ile z nich przynosi zamierzony efekt.
Warto więc zastanowić się, co chcemy w życiu osiągnąć, a do czego tak naprawdę dążymy i
na czym się koncentrujemy.
Brak dostatecznej wiedzy na nasz temat, a co za tym idzie, nasze życiowe doświadczenia
skłaniają nas do poszukiwania samego siebie. Każdy z nas niewątpliwie zadał sobie nie raz
pytania, skąd przyszliśmy i dokąd tak naprawdę zmierzamy. Na to drugie pytanie każdy
powinien sam poszukać odpowiedzi, gdyż ścieżka rozwoju duchowego jest indywidualna dla
każdego z nas. Jednak niewątpliwie naszym wspólnym celem w życiu jest osiągnięcie pełni
szczęścia i miłości, a do tego niezbędny jest rozwój pełnej samoświadomości i samowystarczalności.
Gdy zaczynamy poznawać siebie, uświadamiamy sobie, że jesteśmy nie tylko
materialnymi istotami. Zauważamy, że mamy pragnienia, uczucia, emocje i intencje, które
sterują naszym życiem, chociaż - musimy przyznać - nie zawsze tak, jak byśmy tego chcieli.
Kiedy nauczam, że każdy z nas decyduje o swoim losie i sam wybiera sposób, w jaki
będzie żył, spotykam się z częstą krytyką tej teorii typu: „Przecież nikt nie wybrałby sobie
nędzy i cierpienia, każdy na pewno chciałby być bogaty i to tak, by nie musiał nic w życiu
robić”. Jednak myślimy w taki sposób wyłącznie częścią naszego umysłu - świadomym, średnim
Ja. Natomiast o naszym losie decydują wszystkie nasze jaźnie. Podświadoma jaźń, między
innymi, stara się wyrażać dawne nie uzdrowione urazy, paraliżuje nasze decyzje zakodowanymi
w sobie lękami. Nadświadomość inspiruje nas i pcha do dalszego rozwoju, dalszej
pracy nad sobą, materializując nam różne życiowe lekcje, co może nie zawsze podoba się
świadomej części naszego umysłu, która skłania się raczej ku bierności.
Pod wpływem medytacyjnych praktyk między naszymi trzema jaźniami rodzi się coraz
większy kontakt, zaczynamy myśleć nie tylko świadomą - logiczną częścią umysłu, ale bardziej
bierzemy pod uwagę pragnienia i intencje pozostałych jaźni. Wtedy często okazuje się,
że przestaje być dla nas najważniejszym posiadanie mnóstwa pieniędzy, nie potrzebujemy
podróżować po świecie, a zaczynamy chcieć mieć czystość w sobie, harmonię, spokój i
poczucie szczęścia w swoim wnętrzu.
Postanowiłem napisać ten artykuł dla wszystkich tych, którzy poważnie traktują siebie,
swój rozwój i swoja obecność na tej planecie. Tekst ten jest przeznaczony do praktycznego
zastosowania. Ma on za zadanie pomóc w dążeniu do doskonałości, ale doskonałości dobrze
rozumianej, której miarą jest szczęście.

Pora zdjąć maskę




Pełna lęku i bólu,
w otchłani czasu
Skąpana w słońcu
od stóp do głowy,
rzewnymi łzami zalejesz twarz,
bo kończy się czas goryczy.
Pora zdjąć maskę,
serce otworzyć,
Miłością znów się stać.
Pełną czułości,
otwartą, prostą,

roztaczać piękna blask.
I poczuć życie piersią pełną,
przestać się ciągle bać,
uwierzyć w siebie,
stać się opoką,
innym schronienie dać.

Dziesięć liberalnych przykazań




Być może istota liberalnego światopoglądu może być podsumowana w nowym dekalogu, który nie
zamierza zastąpić starego, ale tylko uzupełnić go. Dziesięć Przykazań, które jako nauczyciel
chciałbym ogłosić, mogą być przedstawione następująco:


1. Nie czuj się całkowicie pewny czegokolwiek.
2. Nie sądź, że warto posuwać się naprzód przez ukrywanie dowodów, bo dowody z pewnością
zostaną ujawnione.
3. Nigdy nie zniechęcaj do myślenia bo jesteś pewien że ci się uda.
4. Kiedy napotykasz na sprzeciw, nawet ze strony męża lub dzieci, staraj się zwalczyć go poprzez
argumentację a nie przez autorytet , ponieważ zwycięstwo oparte na autorytecie jest nierzeczywiste i
iluzoryczne.
5. Nie miej szacunku dla autorytetu innych, bo zawsze można znaleźć przeciwne autorytety.
6. Nie używaj siły dla likwidowania poglądów, które uważasz za szkodliwe, bo jeśli tak zrobisz to te
poglądy zlikwidują ciebie.
7. Nie bój się mieć ekscentrycznych przekonań, bo każda opinia teraz akceptowana była kiedyś
ekscentryczna.
8. Znajduj więcej przyjemności w inteligentnej różnicy zdań niż w pasywnej zgodzie, bo jeśli cenisz
inteligencję tak jak powinieneś, to to pierwsze oznacza większą zgodę niż to drugie.
9. Bądź skrupulatnie prawdomówny nawet gdy prawda jest niewygodna, ponieważ jest bardziej
niewygodne usiłowanie jej ukrycia.
10. Nie zazdrość szczęścia tym którzy żyją w raju głupców, bo tylko głupiec będzie uważał że to jest
szczęście.

DROGA DO ŚWIĘTOŚCI




Dlatego i wy bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie.
(Mt 24, 44)

Prędzej czy później w każdym ludzkim sercu po­wstaje pragnienie świętości, duchowości, Boga, czy jak to jeszcze nazwać. Słyszy się mistyków mówiących o otaczającej nas boskości, która jest w zasięgu ręki, a która nada naszemu życiu sens, uczyni je piękniejszym i bogatszym, jeśli tylko potrafimy ją odkryć. Ludzie mają na ten temat pewnego rodzaju mgliste pojęcie i czytają książki, radzą się mistrzów, próbując dowiedzieć się, co mają zrobić, aby osiągnąć to wymykające się, nieuchwytne, co nazywa się świętością lub duchowością. Próbują wszelkich metod, technik, ćwiczeń duchowych, formuł; potem po latach bezowocnych usiłowań zniechęcają się, stają się speszeni i zastanawiają się nad tym, dlaczego się nie udało. Przeważnie winią samych siebie. Gdyby praktykowali swoje techniki bardziej regularnie, gdyby byli żarliwsi lub hojniejsi, to mogliby tego dokonać. Ale czego? Nie mają jasności co do tego, czym jest ta świętość, której szukają, ale z pewnością wiedzą, że w ich życiu nadal jest bałagan, nadal są niespokojni, niepewni, bojący się, urażeni, nie przebaczający, łapczywie chwytający i ambitni, manipulujący ludźmi. Tak więc ze świeżym zapałem rzucają się w wir pracy, podejmują wysiłek, który ich zdaniem jest potrzebny do osiągnięcia wyznaczonego celu.
Nigdy nie zatrzymali się, żeby zastanowić się nad tym prostym faktem. Ich wysiłki prowadzą donikąd. Ich wysiłki tylko pogorszą sprawę, podobnie jak ga­szenie ognia ogniem pogarsza sytuację. Wysiłek nie prowadzi do wzrostu; wysiłek w jakiejkolwiek posta­ci czy to jako moc woli, czy zwyczaj, technika czy ćwi­czenie duchowe nie prowadzi do zmiany. W najle­pszym wypadku prowadzi do represji i ukrycia choroby będącej korzeniem.
Wysiłek może zmienić zachowanie, ale nie zmie­nia osoby. Pomyśl, jaki rodzaj mentalności zdradza pytanie: Co mam robić, aby uzyskać świętość? Czyż nie jest to podobne do pytań: Ile pieniędzy muszę wy­dać, aby coś kupić? Jakiego poświęcenia muszę do­konać? Jaką muszę zachować dyscyplinę? Jaką me­dytację muszę praktykować, by to uzyskać? Pomyśl o mężczyźnie, który chce zdobyć miłość kobiety i pró­buje poprawić swój wygląd, kształtować swoje ciało lub zmienić swoje zachowanie i używa różnych spo­sobów, by ją zachwycić.
W rzeczywistości zdobywasz miłość innych nie przez praktykowanie technik, ale ze względu na to, że jesteś pewnego rodzaju osobą. A tego nigdy nie osiąga się wysiłkiem czy technikami. Tak samo jest z duchowością i świętością. Nie przynosi ci jej to, co robisz. To nie jest towar, który można kupić, ani na­groda, którą można wygrać. Liczy się, kim jesteś, kim się stajesz.
Świętość nie jest osiągnięciem, lecz łaską. Łaską, która nazywa się świadomością, łaską, która nazywa się patrzeniem, obserwowaniem, rozumieniem. Gdy­byś tylko zapalił światło świadomości i obserwował siebie i wszystko dokoła przez cały dzień, gdybyś zobaczył siebie odbitego w zwierciadle świadomości w taki sposób, w jaki widzisz odbicie swojej twarzy w lustrze, to znaczy dokładnie, jasno, ściśle tak, jak ona wygląda bez najmniejszych zniekształceń ani do­datków, i gdybyś obserwował to odbicie bez żadnego osądzania ani potępiania, doświadczyłbyś różnego rodzaju cudownych zmian wydarzających się w tobie. Tyle że nie mógłbyś ich kontrolować ani z góry pla­nować, czy decydować, jak i kiedy nastąpią. To właś­nie sama ta nie osądzająca świadomość leczy, zmie­nia i powoduje, że się wzrasta. Ale na swój sposób i w swoim czasie.
Czego szczególnie powinieneś być świadom? Swo­ich reakcji i swoich związków. Za każdym razem, gdy jesteś z kimś lub gdy obcujesz z przyrodą czy prze­żywasz sytuację, reagujesz na wiele różnych sposo­bów. Są to reakcje pozytywne lub negatywne. Zbadaj je, przypatrz się im uważnie, czym są i skąd pocho­dzą, bez żadnego kaznodziejstwa czy poczucia winy, ani pragnienia, a tym bardziej wysiłku, by je zmie­nić. To wszystko, co jest potrzebne, aby mogła po­wstać świętość.
Ale czy sama świadomość nie jest wysiłkiem? Nie, jeśli już jej kiedykolwiek zasmakowałeś. Bo wtedy zrozumiesz, że świadomość jest zachwytem, rozkoszą małego dziecka, które ze zdziwieniem i podziwem wyrusza, by odkrywać świat. Bo nawet jeśli świado­mość odkryje w tobie coś nieprzyjemnego, zawsze przynosi wyzwolenie i radość. Będziesz już wiedział, że nieświadome życie nie jest warte przeżywania go, jest zbyt przepełnione ciemnością i bólem.
Jeśli z początku praktykowanie świadomości przychodzi ci z trudem, ogarnia cię lenistwo, nie zmuszaj się. To byłby znów wysiłek. Po prostu bądź świadomy swojego lenistwa, bez żadnego osądzania ani potępiania. Później zrozumiesz, że świadomość wymaga tyle wysiłku, ile go wkłada zakochany w pój­ście do swej ukochanej lub głodny człowiek w jedze­nie czy alpinista w zdobycie szczytu swej ukochanej góry; tyle energii wydanej, nawet tyle trudu i nie­wygody, ale to nie jest wysiłek, to jest uciecha! In­nymi słowy, świadomość jest czynnością bez wysiłku.
Czy świadomość przyniesie ci świętość, której tak pragniesz? Tak i nie. Nigdy nie będziesz wiedział. Ponieważ prawdziwa świętość, ten jej rodzaj, który nie jest osiągany przez techniki, wysiłki i represję, prawdziwa świętość jest całkowicie nieświadoma sie­bie. Nie będziesz miał najmniejszej świadomości jej istnienia w tobie. Poza tym nie będziesz dbał o to, ponieważ nawet ambicja, żeby być świętym, odpad­nie od ciebie, gdy będziesz żył z chwili na chwilę peł­nią życia szczęśliwą i przeźroczystą dzięki świado­mości. Wystarczy, byś był czujny i świadomy. Bo w tym stanie twoje oczy ujrzą Zbawiciela. Nic więcej, absolutnie nic więcej. Ani bezpieczeństwo, ani mi­łość, ani przynależność, ani piękno, ani władza, ani świętość, nic innego nie będzie się już odtąd liczyło.

GDZIE ŚWIECI ŚWIATŁO PRAWDY?



















Światłem ciała jest twoje oko. Jeżeli twoje oko jest zdrowe,
całe twoje ciało będzie w świetle. Lecz jeśli jest chore,
ciało twoje będzie również w ciemności.
(Łk 11, 34)

Myślimy, że świat byłby zbawiony, gdybyśmy tylko potrafili zdobyć się na więcej dobrej woli i to­lerancji. To nieprawda. To nie dobra wola i toleran­cja mogą uratować świat, lecz czyste jasne myślenie. Do czego może ci się przydać tolerancja, skoro prze­konany jesteś, że ty masz rację, a wszyscy, którzy się z tobą nie zgadzają, tkwią w błędzie? To nie jest tolerancja, lecz łaskawe pobłażanie. To nie prowadzi do zjednoczenia serc, lecz do podziału, ponieważ ty jesteś jeden punkt do przodu, a inni są jeden punkt do tyłu. Jest to sytuacja, która jedynie może tobie dać poczucie wyższości, a innym uczucie urazy, tym samym sprzyjając nietolerancji.
Prawdziwa tolerancja rodzi się jedynie z żywej świadomości, że jeśli chodzi o prawdę, to każdy z nas tkwi w nieograniczonej niewiedzy. Prawda bowiem jest w istocie tajemnicą. Umysł może ją odczuwać, ale nie może jej uchwycić, a tym bardziej nie może jej sformułować. Nasze przekonania mogą na nią wskazywać, ale nie mogą jej wyrazić słowami. Mimo to ludzie z żarem mówią o wartości dialogu, który w najgorszym razie jest zakamuflowaną próbą prze­konania drugiej osoby o słuszności twojego stano­wiska, a w najlepszym razie ustrzeże cię od bycia żabą w studni, która myśli, że jej studnia jest całym światem.
Co się stanie, gdy żaby z różnych studni zbiorą się, aby podyskutować na temat swoich przekonań i wymienić doświadczenia? Ich horyzonty poszerzą się o wiedzę o istnieniu innych jeszcze studni. Ale nadal nie podejrzewają nawet, że istnieje ocean pra­wdy, która nie może być ograniczona ścianami żad­nych konceptualnych studni. I nasze biedne żaby da­lej są podzielone, w dalszym ciągu używają wyrażeń: moje, twoje, twoje doświadczenie, twoje przekonania, twoja ideologia i moja. Wzajemne dzielenie się for­mułami nie wzbogaca, ponieważ formuły podobnie jak ściany studni dzielą, a tylko ocean bez żadnych ograniczeń łączy. Lecz aby przybyć nad ten ocean prawdy, która nie jest ograniczona żadnymi formu­łami, trzeba koniecznie posiadać dar jasnego my­ślenia.
Czy istnieje jasne myślenie i jak się do niego dochodzi? Po pierwsze, musisz wiedzieć, że nie wy­maga ono żadnego wielkiego uczenia się. To jest tak proste, że leży w zasięgu ręki dziesięcioletniego dzie­cka. Nie potrzeba uczenia się, lecz oduczenia się, nie talentu, lecz odwagi. Zrozumiesz to, jeśli pomyślisz o małym dziecku w ramionach starej służącej o znie­kształconej figurze. Dziecko jest jeszcze za małe, aby przesiąknąć uprzedzeniami starszych. Dlatego gdy tuli się do tej kobiety, nie reaguje na etykietki bę­dące wytworem umysłu typu: biała kobieta, murzyn­ka, brzydka, ładna, stara, młoda, matka, służąca, ale reaguje na rzeczywistość. Ta kobieta zaspokaja jego potrzebę miłości i to jest rzeczywistość, na którą to dziecko odpowiada, a nie imię tej kobiety, czy jej figura, jej religia, rasa czy wyznanie. Te rzeczy są dla niego całkowicie nieistotne. Dziecko jak dotąd nie ma przekonań ani uprzedzeń. W takim klimacie może wystąpić jasne myślenie. Aby to osiągnąć, trzeba po­rzucić wszystko, czego się nauczyło, by uzyskać umysł dziecka nieświadomego doświadczeń i zapro­gramowania z przeszłości, które tak bardzo przesła­niają nam rzeczywistość.
Spójrz w głąb siebie i zbadaj swoje reakcje wobec osób i sytuacji, a przerazi cię odkrycie uprzedzeń, które kierują twoimi reakcjami. Prawie nigdy nie re­agujesz na rzeczywistość danej osoby lub rzeczy. Re­agujesz na zasady, ideologie, systemy przekonań ekonomicznych, politycznych, religijnych i psycholo­gicznych; odpowiadasz na z góry przyjęte idee i uprzedzenia zarówno pozytywne, jak i negatywne. Weź każdą z nich: osobę, rzecz, sytuację i poszukaj swego skrzywienia, które oddziela cię od tej tutaj konkretnej rzeczywistości z powodu twego zapro­gramowanego sposobu widzenia i projekcji. I to ćwi­czenie dostarczy ci objawienia równie Boskiego, jak objawienie, którego może ci dostarczyć lektura Pis­ma świętego.
Uprzedzenia i przekonania nie są wyłącznymi wrogami jasnego myślenia. Są nimi także pragnienie i strach. Myślenie, które nie jest zarażone emocją, mianowicie pragnieniem, strachem, własnym intere­sem, domaga się ascetyzmu, który przeraża. Ludzie błędnie przyjmują, że myślenie dokonuje się w gło­wie; w rzeczywistości ma ono miejsce w sercu, które najpierw narzuca wniosek, a potem każe głowie wy­konać takie rozumowanie, które będzie tego wniosku bronić. Oto inne źródło Boskiego objawienia. Zbadaj kilka wniosków, do których doszedłeś, i zobacz, jak są one zafałszowane przez egoizm. To dotyczy każdej konkluzji, chyba że traktujesz ją jedynie prowizory­cznie. Zastanów się, jak ściśle przylegasz do swoich wniosków na przykład o ludziach. Czy te sądy są cał­kowicie wolne od emocji? Jeśli myślisz, że tak, to pra­wdopodobnie nie przyjrzałeś się im wystarczająco do­kładnie.
To jest najpoważniejsza przyczyna niezgodności i podziałów między narodami i poszczególnymi ludź­mi. Twoje interesy nie są zbieżne z moimi, więc twoje myślenie i twoje wnioski nie zgadzają się z moimi. Ile znasz takich osób, których myślenie byłoby cho­ciaż czasami sprzeczne z ich własnym interesem? Ile takich przypadków potrafisz sobie przypomnieć w swoim własnym myśleniu? Jak często udało ci się umieścić nieprzepuszczalną barierę między myśle­niem toczącym się w twojej głowie a lękami i pra­gnieniami, które poruszały twoje serce? Za każdym razem, gdy spróbujesz to uczynić, zrozumiesz, że jas­ne myślenie nie wymaga inteligencji (do której łatwo można dojść) — ale odwagi, która odniesie zwycię­stwo nad strachem i pożądaniem, albowiem gdy cze­goś pragniesz lub się czegoś boisz, twoje serce świa­domie lub nieświadomie będzie wpływać na twoje myślenie.
To jest rozważanie dla duchowych olbrzymów, którzy zrozumieli, że aby znaleźć prawdę, nie potrze­bują doktrynalnych formuł, lecz serca, które pozba­wia się swojego zaprogramowania i swojego interesu za każdym razem w momencie myślenia; serca, które nie ma nic do ochraniania ani żadnej ambicji i dla­tego zostawia umysł, aby wędrował nieskrępowany, bez lęku i wolny, w poszukiwaniu prawdy; serca, któ­re zawsze gotowe jest przyjąć nowe świadectwo i zmienić swoje poglądy. Wówczas takie serce staje się lampą, która oświeca ciemności całego ciała lu­dzkości. Gdyby wszyscy ludzie byli wyposażeni w ta­kie serca, nie myśleliby już o sobie jako o komunistach lub kapitalistach, o chrześcijanach, muzułma­nach czy buddystach. To właśnie jasne myślenie po­kazałoby im, że wszelkie poglądy, wszelkie konce­pcje, wszelkie przekonania są lampami pełnymi ciemności, znakami ich niewiedzy. I dzięki zdaniu sobie sprawy z tego, ściany ich oddzielnych studni runęłyby i byliby zalani oceanem, łączącym wszy­stkich ludzi w prawdzie.

JAK UCZYĆ SIĘ TRACIĆ?




Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je.
(Mt 10, 39)

Czy uderzyło cię kiedykolwiek, że ci, którzy naj¬bardziej boją się śmierci, to tacy, którzy najbardziej boją się życia? Czy zauważyłeś, że uciekając od śmierci, uciekamy od życia?
Wyobraź sobie człowieka mieszkającego na pod¬daszu w jakiejś niewielkiej norze bez światła, ze sła¬bą wentylacją. Boi się on zejść na dół po schodach, ponieważ słyszał o ludziach, którzy spadając ze scho¬dów, skręcili sobie kark. Nigdy nie przeszedłby na drugą stronę ulicy, ponieważ słyszał o tysiącach ludzi, którzy zostali przejechani na jezdni. Oczywi¬ście skoro nie może przejść na drugą stronę ulicy, to tym bardziej nie przepłynie oceanu ani nie prze-dostanie się z jednego kontynentu na drugi; nie przejdzie z jednego świata idei do drugiego. Ten czło¬wiek kurczowo czepia się swego poddasza, próbując odsunąć od siebie śmierć, a tym samym odsuwa od siebie życie.
Czym jest śmierć? Stratą, zniknięciem, odejściem, powiedzeniem do widzenia. Gdy czepiasz się, odma¬wiasz puszczenia, odmawiasz powiedzenia do widze¬nia, opierasz się śmierci. I chociaż możesz nie zda¬wać sobie z tego sprawy, opierasz się wówczas także życiu.
Albowiem życie jest w ruchu, a ty tkwisz nieru¬chomo; życie płynie, a ty zastałeś się; życie jest ela¬styczne i wolne, a ty jesteś sztywny i zamarznięty; życie unosi ze sobą wszystkie rzeczy w dal, a ty go¬rąco pragniesz stabilności i niezmienności.
Boisz się więc życia i boisz się śmierci, ponieważ czegoś się uczepiłeś. Gdy niczego nie trzymasz się kurczowo, gdy nie boisz się, że coś stracisz, jesteś wolny, płyniesz jak strumień górski, który zawsze jest świeży, migotliwy i żywy.
Są ludzie, którzy nie mogą znieść myśli, że mogli¬by stracić krewnego lub przyjaciela, wolą o tym nie myśleć; albo panicznie boją się spojrzeć w oczy swojej ulubionej teorii, ideologii lub przekonaniu i odrzucić je; albo przeświadczeni są, że nigdy nie będą w stanie żyć bez tej czy innej drogiej im osoby, miejsca lub rzeczy.
Czy podać ci sposób na sprawdzenie, w jakim sto¬pniu jesteś sztywny i umarły? Zaobserwuj ból, jakie¬go doświadczasz, gdy tracisz ulubioną ideę, umiło¬waną osobę lub rzecz. Ból i smutek zdradzają twoje silne przywiązanie, prawda? Dlaczego śmierć uko¬chanej osoby czy strata przyjaciela napełnia cię ta¬kim ogromnym smutkiem? Nigdy nie poświęcałeś na to czasu, by poważnie zastanowić się nad tym, że wszystko się zmienia, odchodzi i umiera.
A więc śmierć, strata, oddzielenie zaskakują cię. Wybierasz życie na małym poddaszu swoich złudzeń i udajesz, że rzeczy nigdy się nie zmienią, że zawsze wszystko będzie tak samo. To dlatego doświadczasz tyle bólu, gdy życie wkracza gwałtownie, aby znisz¬czyć twoje złudzenia.
Aby żyć, musisz spojrzeć rzeczywistości w oczy, a wówczas stracisz swój lęk przed utratą ludzi i nabierzesz smaku do tego, co nowe, do zmian i do niepewności. Stracisz swoją obawę o utratę znanego, a będziesz wyczekiwał i serdecznie witał nieznajome i nieznane. Jeśli zatem poszukujesz życia, dam ci ćwi¬czenie, które może okazać się bolesne, ale przyniesie radość, jeśli jesteś w stanie je wykonać.
Zadaj sobie pytanie, czy jest coś lub ktoś, kogo strata napełniłaby cię smutkiem. Możesz być jedną z tych osób, które nie znoszą nawet myśli o śmierci lub utracie jednego z rodziców czy przyjaciela, czy ukochanej osoby. Jeśli tak jest, to jesteś umarły. Je¬steś w takim stopniu umarły, w jakim nie jesteś w stanie o tym nawet pomyśleć. To, co trzeba zrobić, to stanąć teraz w obliczu śmierci, utraty, rozłąki z ulubionymi rzeczami i ukochanymi osobami.
Weź te osoby i rzeczy po kolei, pojedynczo i wy¬obraź sobie, że umarły albo że je straciłeś lub na za¬wsze jesteś od nich oddzielony, powiedz im w sercu do widzenia. Powiedz wszystkim dziękuję i do wi¬dzenia.
Doświadczysz bólu i zniknie twoje przylgnięcie, a coś innego wyłoni się w twojej świadomości — sa¬motność, która się coraz bardziej rozrasta i staje się podobna do nieskończonego bezmiaru nieba. W tej samotności jest wolność. W tej samotności jest życie. Nie będąc już tak uzależnionym od tego wszystkiego, co jest ci bliskie, chętnie poddasz się temu, co przy¬chodzi, zaczniesz cieszyć się i smakować każdą chwilę życia, które jest teraz słodsze, ponieważ uwolnione jest z niepokoju, napięcia i niepewności, uwolnione z lęku przed utratą czy śmiercią, który zawsze towa¬rzyszy kurczowemu pragnieniu, aby wszystko było trwałe.

PRZYPATRZ SIĘ PTAKOM...




Dlatego powiadam wam: Nie troszcz¬cie się zbytnio o swoje życie (...)
Przypatrzcie się ptakom w powietrzu (...) Przypatrzcie się liliom na polu.
(Mt 6, 25nn)

Każdy od czasu do czasu doświadcza uczucia bra¬ku bezpieczeństwa. Czujesz się zagrożony z powodu niedostatecznej ilości pieniędzy, które masz w ban¬ku, lub odczuwasz niepokój z powodu miłości, którą obdarza cię przyjaciel, lub z powodu wykształcenia, jakie posiadasz. Brak poczucia bezpieczeństwa mo¬żesz odczuwać z powodu stanu zdrowia, wieku lub wyglądu zewnętrznego. Gdyby cię zapytano: Co po¬woduje, że nie czujesz się bezpieczny?, prawie na pewno dałbyś złą odpowiedź. Może powiedziałbyś: Mój przyjaciel zbyt mało mnie kocha, lub: Nie mam wystarczającego wykształcenia, a jest mi ono po¬trzebne, lub coś w tym rodzaju. Innymi słowy, wska¬zywałbyś na pewną zewnętrzną sytuację, nie zdając sobie sprawy, że poczucie braku bezpieczeństwa nie jest powodowane przez żadne zewnętrzne czynniki, lecz wyłącznie przez twoje emocjonalne zaprogramo¬wanie, przez coś, co mówi do ciebie w twojej głowie. Jeśli zmienisz swój program, twoje uczucia niepew¬ności znikną w jednej chwili, mimo że wszystko w świecie zewnętrznym pozostanie takie, jak było. Jeden człowiek czuje się całkiem bezpiecznie, właści¬wie nie mając pieniędzy w banku, a inny będzie się czuł niepewnie nawet, gdy ma ich bardzo dużo. To, co ich różni, to nie ilość pieniędzy, ale ich oprogra¬mowanie. Jedna osoba nie ma wcale przyjaciół, a mi¬mo to czuje się całkowicie bezpieczna, jeśli chodzi o miłość ludzi. Ktoś inny czuje się niepewnie nawet w najbardziej zaborczym i wyłącznym związku. Znów różnica jest w programach.
Jeśli chcesz zająć się swoimi odczuciami braku bezpieczeństwa, musisz przestudiować i dobrze zro¬zumieć cztery fakty. Po pierwsze, próbując zmienić rzeczy na zewnątrz ciebie, nie złagodzisz uczucia braku bezpieczeństwa. Twoje wysiłki mogą czasem być owocne, choć w większości wypadków nie będą. Mogą przynieść trochę ulgi, ale będzie ona krótko¬trwała. Nie jest więc ona warta energii i czasu, jaki spędzisz na poprawianiu swego zewnętrznego wyglą¬du lub zarabianiu większej ilości pieniędzy czy też pozyskiwaniu coraz liczniejszych zapewnień miłości od twoich przyjaciół.
Po drugie, ten fakt zaprowadzi cię do zmierzenia się z problemem tam, gdzie on w rzeczywistości jest, wewnątrz twojej głowy. Pomyśl o ludziach, którzy bę¬dąc dokładnie w takiej samej sytuacji, w jakiej ty się teraz znajdujesz, nie odczuwaliby w najmniejszym stopniu uczucia niepewności, braku bezpieczeństwa. Są tacy ludzie. Zatem problem nie tkwi w rzeczywi¬stości zewnętrznej, ale w tobie, w twoim zaprogra¬mowaniu.
Po trzecie, musisz zrozumieć, że to twoje zapro¬gramowanie przejąłeś od niepewnych ludzi, którzy, gdy byłeś bardzo młody i podatny, nauczyli cię swoim zachowaniem i swoimi panicznymi reakcjami, że ile¬kroć świat zewnętrzny nie przystaje do pewnego wzoru, musisz w sobie stworzyć emocjonalny niepo¬kój, który nazywa się niepewnością. I musisz robić wszystko, co w twojej mocy, aby zmienić układ w zewnętrznym świecie: zarobić więcej pieniędzy, szukać więcej zabezpieczeń, udobruchać i przypo¬dobać się osobie, którą obraziłeś itd., itd., po to, by opuściła cię niepewność. Wystarczy, abyś zdał sobie sprawę z tego, że nie musisz tego robić, że zmiana zewnętrznych okoliczności niczego nie rozwiązuje, a emocjonalny niepokój spowodowany jest wyłącznie przez ciebie i twoją kulturę. Wystarczy, abyś sobie to uświadomił, a już nabierzesz dystansu do swego problemu i przyniesie ci to znaczną ulgę.
Po czwarte, gdy kiedykolwiek odczuwasz niepokój o to, co może się zdarzyć w przyszłości, po prostu przypomnij sobie, że w ciągu sześciu ostatnich mie¬sięcy lub jednego roku byłeś tak bardzo niepewny różnych spraw. Tymczasem, gdy nadeszły, jakoś po¬trafiłeś sobie z nimi poradzić. Dzięki energii i możli¬wościom, które otrzymałeś w tamtej konkretnej chwili, a nie dzięki całemu uprzedniemu zamartwia¬niu się, które tylko przynosiło ci niepotrzebne cier-pienie i osłabiało cię emocjonalnie. Zatem powiedz sobie: Jeśli mogę cokolwiek zrobić dla przyszłości, zrobię to. Następnie po prostu to zostawię i spokoj¬nie przejdę do radowania się chwilą obecną. Całe bo¬wiem doświadczenie mojego życia uczy mnie, że mo¬gę jedynie poradzić sobie z problemami wtedy, kiedy są, a nie zanim wystąpią. A chwila obecna zawsze daje mi środki i energię, aby się nimi zająć.
Ostatecznie uczucia braku bezpieczeństwa znikną jedynie wtedy, gdy osiągniesz tę błogosławioną zdol¬ność ptaków w powietrzu i kwiatów na polu, aby żyć w pełni chwilą obecną, jedną chwilą. Chwila obecna, choćby nie wiem jak bolesna, nigdy nie jest nie do zniesienia. Nie do wytrzymania jest to, co wydaje ci się, że zdarzy się za pięć godzin albo za pięć dni. Nie do zniesienia są tego rodzaju słowa, które sobie powtarzasz w głowie: To jest okropne, to jest nie do wytrzymania, jak długo to ma zamiar trwać itd. Pta¬ki i kwiaty są błogosławione bardziej niż ludzie, po¬nieważ nie wiedzą, czym jest przyszłość, nie mają słów w swoich głowach ani żadnego niepokoju o to, co też ich współbracia myślą o nich. Dlatego stano¬wią one taki doskonały obraz królestwa. A więc nie martw się o jutro, jutro się samo o siebie zatroszczy. Dość ma każdy dzień własnych kłopotów. Skieruj swój umysł na królestwo Boże przed wszystkimi innymi sprawami, a cała reszta również do ciebie przyjdzie.

GDZIE SZUKAĆ SZCZĘŚCIA?




Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już za¬płonął!
(Łk 12, 49)

Jeżeli chcesz wiedzieć, co to znaczy być szczęśli¬wym, popatrz na kwiat, na ptaka, na dziecko. To są doskonałe obrazy królestwa. Żyją oni bowiem chwilą w wiecznie trwającym teraz, bez przeszłości i bez przyszłości. Oszczędzono im więc poczucia winy i nie¬pokoju, które tak bardzo dręczą ludzi, i przepełnia ich czysta radość życia. Rozkoszują się nie tyle oso¬bami czy rzeczami, ile życiem samym w sobie. Twoje szczęście powodowane jest lub podtrzymywane przez coś lub kogoś z zewnątrz, dopóty trwasz w krainie śmierci. W dniu gdy będziesz szczęśliwy bez żadnego szczególnego powodu, w dniu kiedy znajdziesz roz¬kosz we wszystkim i w niczym, będziesz wiedział, że odnalazłeś krainę nie kończącej się radości, która na¬zywa się królestwem.
Odnaleźć królestwo to najłatwiejsza rzecz na świecie, ale zarazem najtrudniejsza. Łatwa, ponie¬waż jest ono wokół ciebie i wewnątrz ciebie i nie mu¬sisz nic więcej robić, jak tylko wyciągnąć rękę i po¬siąść je. Trudna, gdyż jeśli chcesz posiadać króle¬stwo, nie możesz posiadać niczego innego. To znaczy, musisz porzucić wszelkie wewnętrzne wspomaganie się jakąkolwiek osobą lub rzeczą, musisz pozbawić ich na zawsze mocy napawania cię drżeniem czy podnieceniem, czy mocą dawania ci poczucia bezpie¬czeństwa lub powodzenia. W tym celu musisz zoba¬czyć z niezachwianą ostrością tę prostą i rozdziera¬jącą prawdę; wbrew temu, czego nauczyła cię twoja kultura i religia, nic, ale to absolutnie nic nie może cię uczynić szczęśliwym. W chwili gdy to zobaczysz, przestaniesz przerzucać się z jednej pracy do drugiej, zmieniać jednego przyjaciela na drugiego, zmieniać miejsca, technikę duchową, jednego mistrza na in-nego. Żadna z tych rzeczy nie może ci dać nawet mi¬nuty szczęścia. Mogą one ci jedynie zaoferować prze¬lotne dreszcze, przyjemność, która pierwotnie jest coraz intensywniejsza, potem zamienia się w cierpie¬nie, jeżeli je tracisz, lub przekształca się w nudę, gdy je zachowujesz.
Pomyśl o tej niezliczonej liczbie osób i rzeczy, któ¬re tak cię podniecały w przeszłości. Co się stało z ni¬mi? W każdym wypadku skończyło się albo na cier¬pieniu, albo na znudzeniu, prawda? Niesłychanie ważne, abyś to zobaczył. Dopóki tego nie zrobisz, mowy nie ma, abyś kiedykolwiek odnalazł królestwo radości. Przeważnie ludzie nie są przygotowani, aby przejrzeć, dopóki nie przeżyją powtarzających się rozczarowań i smutków. A nawet wtedy tylko jeden na milion pragnie zobaczyć. Reszta po prostu upar¬cie, żałośnie stuka do drzwi innych stworzeń z że¬braczą miską w ręce, prosząc gorąco o uczucie, apro¬batę, o prowadzenie, o władzę, honor i sukces. Ponieważ uparcie nie chce zrozumieć, że nie one dają szczęście.
Jeśli poszukasz w swoim sercu, znajdziesz w nim coś, co pomoże ci zrozumieć: iskierkę rozczarowania i niezadowolenia, która rozdmuchana w płomień sta¬nie się szalejącym pożarem. On to wypali cały świat złudzeń, w którym żyjesz, odsłaniając twoim zdumionym oczom królestwo, w którym zawsze tkwiłeś, nie podejrzewając tego.
Czy nigdy nie obrzydło ci życie, czy nie miałeś ser¬decznie dość ciągłego uciekania od lęków, niepoko¬jów, czy nie czułeś się zmęczony żebraniem o apro¬batę, czy nie wyczerpywało cię to, że byłeś bezradnie wleczony przez swoje przywiązania i nawyki? Czy odczułeś kiedyś bezsens życia, w którym studiujesz po to, by uzyskać stopień naukowy, potem znajdujesz pracę, po czym urządzasz w życiu nudy; lub jeśli je¬steś zdobywcą, osiadasz w życiu pełnym emocjonal¬nego zamętu spowodowanego tym, za czym gonisz? Jeśli tak — a czy istnieje choć jedna osoba, która tego nie odczuła — to boski płomień niezadowole¬nia został wzniecony w twoim sercu. Teraz jest czas, by go podsycać, zanim nie zostanie zadeptany przez codzienną harówkę życia. Teraz jest Święta Pora, gdy musisz znaleźć czas, aby wystartować i popa¬trzyć na swoje życie, pozwalając płomieniowi rosnąć i rosnąć, gdy ty patrzysz, i nie dopuszczając, by cię coś od tego zadania oderwało.
Teraz jest czas, abyś zobaczył, że absolutnie nic spoza ciebie nie może ci przynieść trwałej radości. Ale w tym samym momencie, gdy to dostrzeżesz, zauważysz, że w twoim sercu powstaje lęk. Strach, że jeśli dopuścisz do istnienia to niezadowolenie, ob¬róci się ono we wściekły wybuch gniewu, który spo¬woduje bunt przeciwko wszystkiemu, co twoja kul¬tura i religia uważa za drogie; przeciwko całemu sposobowi myślenia, czucia i postrzegania świata, które one wbiły ci do głowy metodą prania mózgu, abyś to zaakceptował. Ten pożerający płomień spo¬woduje, że nie tyle rozhuśtasz łódź, ile spalisz ją na popiół. Nagle stwierdzisz, że żyjesz w całkowicie innym świecie, nieskończenie odległym od świata otaczających cię ludzi, gdyż wszystko, co dla innych jest drogie, za czym wołają ich serca, honor, władza, akceptacja, aprobata, bezpieczeństwo, bogactwo, ty widzisz jako cuchnące ochłapy — tak jak jest na¬prawdę. To odraża i wzbudza obrzydzenie. A wszy¬stko, od czego inni zawsze uciekają, już odtąd nie jest przerażające. Stałeś się spokojny, bez lęku i wol¬ny. Opuściłeś swój świat złudzeń, a wkroczyłeś do królestwa.
Nie myl tego boskiego niezadowolenia z brakiem nadziei i rozpaczą, które czasami doprowadzają ludzi do szaleństwa i samobójstwa. To nie jest mistyczna dążność do życia, ale neurotyczny pęd do samoznisz¬czenia. Nie myl tego z jęczeniem ludzi, którzy stale się skarżą na wszystko. Ci ludzie nie są mistykami, ale nudziarzami, zaledwie agitującymi za poprawie¬niem warunków w więzieniu, gdy tymczasem powin¬ni oni zburzyć więzienia i wydobyć się na wolność.
Większość ludzi, gdy odczuwa poruszenia tego niezadowolenia w swoim sercu, albo ucieka od niego i narkotyzuje się gorączkowym poszukiwaniem pracy, życia towarzyskiego i przyjaźni, albo kanalizuje je — to niezadowolenie — w pracy społecznej, lite¬raturze, muzyce, tak zwanych zajęciach twórczych, które powodują, że ci ludzie zabierają się do refor¬mowania, gdy tymczasem potrzebna jest rewolucja. Tacy ludzie, pomimo że są w pełni aktywni, wcale nie są żywi; oni są martwi, zadowalają się życiem w krainie śmierci. Sprawdzianem, czy twoje niezado-wolenie jest Boże, będzie fakt, iż nie ma w nim śladu smutku lub goryczy. Przeciwnie, pomimo że często wzbudza ono w twoim sercu lęk, zawsze towarzyszy mu radość, radość królestwa.
A oto przypowieść o tym królestwie: jest ono jak skarb zakopany w polu. Człowiek, który go znalazł, zakopał go znów i powodowany nie zmąconą radością poszedł i sprzedał wszystko, co posiadał, by kupić tę rolę. Jeśli do tej pory nie znalazłeś skarbu, nie trać czasu na szukanie go. On może zostać odnaleziony, ale nie można go szukać. Nie masz najmniejszego po¬jęcia, czym jest skarb. Jedynie wiesz, czym jest za¬fałszowane narkotykiem szczęście twojego obecnego istnienia. Więc czego miałbyś szukać? I gdzie? Nie, szukaj raczej w swoim sercu iskry niezadowolenia i podtrzymuj ogień, aż stanie się pożogą, która wy¬pali twój świat do cna, pozostawiając rumowisko.
Młodzi czy starzy, większość z nas jest niezado¬wolona jedynie dlatego, że czegoś chcemy — więcej wiedzy, lepszej pracy, elegantszego samochodu, wy¬ższej pensji. Nasze niezadowolenie oparte jest na na¬szym pragnieniu tego więcej lub bardziej. Większość z nas jest niezadowolona, ponieważ chcemy czegoś więcej lub bardziej. Ale nie chodzi mi o ten rodzaj niezadowolenia. To właśnie to pragnienie więcej lub bardziej nie pozwala nam jasno myśleć, gdy tymcza-sem jeśli jesteśmy niezadowoleni nie dlatego, że chcemy czegoś, ale nie wiedząc, czego chcemy; gdy nie zadowala nas nasza praca, robienie pieniędzy, szukanie pozycji i władzy; gdy nie zadowala nas tra¬dycja, to co mamy i to co moglibyśmy mieć; gdy jesteśmy niezadowoleni nie z powodu czegoś konkre¬tnego, lecz ze wszystkiego — wtedy, myślę, odkry¬jemy, że nasze niezadowolenie przynosi jasność. Gdy nie akceptujemy i nie podążamy ślepo, ale pytamy, badamy, przenikamy — mamy wgląd, z którego przychodzi twórczość, radość.
Przeważnie odczuwasz niezadowolenie, ponieważ posiadasz czegoś zbyt mało — jesteś niezadowolo¬ny, gdyż uważasz, że nie masz wystarczającej ilości pieniędzy lub władzy, lub sukcesu, albo sławy, cnoty, miłości czy świętości. To niezadowolenie nie prowa¬dzi do radości królestwa. Jego źródłem jest chciwość i ambicja, a jego owocem jest niepokój i frustracja. W dniu, gdy jesteś niezadowolony nie dlatego, że chcesz czegoś więcej, ale nie wiesz dlaczego; gdy masz serdecznie dość wszystkiego, za czym do tej po¬ry goniłeś, i jesteś chory na myśl o tym gonieniu — w tym dniu twoje serce osiągnie wspaniałą jasność, wgląd, który w mistyczny sposób skłoni cię do za¬chwytu wszystkim i niczym.

ZIARENKO BÓLU




Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?
(Łk 24, 26)

Pomyśl o jakichś bardzo bolesnych wydarzeniach z twego życia. Za ile z nich jesteś dzisiaj wdzięczny, ponieważ dzięki nim zmieniłeś się i dojrzałeś Oto prosta prawda życiowa, której większość ludzi nigdy nie odkrywa. Szczęśliwe wydarzenia sprawiają, że życie jest czarujące, ale nie prowadzą do odkrywania prawdy o sobie ani do duchowego wzrostu, ani do wolności. To jest zarezerwowane tylko dla rzeczy, osób i sytuacji, które sprawiają nam ból.
Każde bolesne wydarzenie zawiera w sobie ziarno wzrostu i wyzwolenia. W świetle tej prawdy powróć do swego życia i teraz spójrz na to wydarzenie, za które nie jesteś wdzięczny. Zobacz, czy potrafisz od¬kryć możliwość wzrostu, którą to wydarzenie niesie z sobą, a której do tej pory nie uświadamiałeś sobie i zatem nie udawało ci się z niej skorzystać. Teraz pomyśl o jakimś niedawnym wydarzeniu, które spra¬wiło ci ból, które wyzwoliło w tobie negatywne uczu¬cia. Ktokolwiek lub cokolwiek spowodowało te uczu¬cia, był to twój Nauczyciel, ponieważ odsłoniły ci taką prawdę o tobie, jakiej prawdopodobnie nie zna¬łeś. Zaoferowały ci one zaproszenie i wyzwanie do zrozumienia siebie, odkrycia prawdy, a więc do wzro¬stu, do życia i do wolności.
Spróbuj teraz określić te negatywne uczucia, jakie w tobie wzbudziło to wydarzenie. Czy to był niepo¬kój, poczucie braku bezpieczeństwa, zazdrość, gniew czy poczucie winy? Co ta emocja mówi ci o tobie, o twoich wartościach, sposobie patrzenia na świat i życie, a przede wszystkim o twoim zaprogramowa¬niu i uwarunkowaniu? Jeśli uda ci się to odkryć, po¬rzucisz jakąś iluzję, do której dotąd byłeś mocno przywiązany, lub poprawisz fałszywy sposób patrze¬nia czy nieprawdziwe przekonanie, lub nauczysz się dystansu do swojego cierpienia — gdy zdasz sobie sprawę z tego, że było to spowodowane przez twoje zaprogramowanie, a nie przez rzeczywistość. Wtedy nagle odkryjesz, że przepełnia cię wdzięczność za te negatywne uczucia i wdzięczny jesteś tej osobie lub temu wydarzeniu, które je spowodowały.
Teraz zrób jeszcze jeden krok dalej. Popatrz na wszystko, o czym myślisz, co odczuwasz, o czym mó¬wisz, że tego w sobie nie lubisz. Wobec czego zacho¬wujesz się tak, jakbyś tego nie lubił. Czy to będą two¬je negatywne uczucia, ułomności, twoje braki, błędy, przywiązania, obsesje, problemy emocjonalne, a na¬wet grzechy. Czy potrafisz każdy z nich zobaczyć ja¬ko konieczną część twojego rozwoju, przynoszącą obietnicę wzrostu i łaski dla ciebie i innych, której by nigdy nie było, gdyby nie to, czego tak bardzo nie lubiłeś? A jeśli ty spowodowałeś ból i negatywne uczucia w innych, czyż nie byłeś wówczas ich nauczy¬cielem, instrumentem, który pozwolił im odkryć ziar¬no prawdy o sobie i ziarno duchowego wzrostu? Czy potrafisz trwać w tej obserwacji tak długo, aż to wszystko zobaczysz jako szczęśliwy błąd, konieczny grzech, który przynosi tyle dobra tobie i światu?
Jeśli tak, jeśli potrafisz, to twoje serce po brzegi wypełni się pokojem, wdzięcznością, miłością i akce¬ptacją wszystkiego. I odkryjesz to, czego ludzie szu¬kają wszędzie, a czego nigdy nie znajdują. Mianowi¬cie źródło pokoju i radości ukrywające się w każdym ludzkim sercu.

ZNAKI MIŁOŚCI




Jeśli twoja ręka jest dla ciebie powo¬dem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie
ułomnym wejść do życia wiecz¬nego, niż z dwiema rękami pójść do piekła. (...)
Jeśli twoje oko jest dla cie¬bie powodem grzechu, wyłup je; lepiej jest dla ciebie
jednookim wejść do kró¬lestwa Bożego, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła.
(Mk 9, 43nn)

Jeśli masz do czynienia z niewidomymi, to dobrze wiesz, że są oni nastawieni na takie sfery rzeczy¬wistości, o których istnieniu ty nie masz pojęcia. Ich wrażliwość na świat dotyku, zapachu, smaku i dźwięku jest tak wielka, że my przy nich wydajemy się jak nieczułe tępaki. Współczujemy osobom, które straciły wzrok, ale rzadko zdajemy sobie sprawę z bogactwa, jakie oferują im pozostałe zmysły. Szko¬da, że te bogactwa okupione są aż tak wysoką ceną, jaką jest brak wzroku. Łatwo sobie wyobrazić, że mo¬glibyśmy być tak subtelnie wrażliwi na świat bez utraty wzroku jak niewidomi. Ale nie jest możliwe, bo nie do pomyślenia jest, aby być obudzonym do świata miłości bez wyłupienia, odcięcia tych części naszej psychicznej istoty, które nazywają się przy-wiązaniami.
Jeśli odmówisz zrobienia tego, stracisz doświad¬czenie miłości — jedyną rzecz, która nadaje znacze¬nie ludzkiemu istnieniu. Gdyż miłość jest paszpor¬tem do trwałej radości, pokoju i wolności. Istnieje tylko jedna rzecz, stojąca na przeszkodzie, by wejść do tego świata: nazywa się ona przywiązanie. Tworzy się ono przez pożądliwe oko, które wznieca pożądanie w sercu, i przez łapczywą rękę, która jest wyciągnię¬ta po to, by trzymać, posiadać, mieć i nie zgadzać się na wypuszczenie. Jeśli ma się narodzić miłość, to oko to musi być wyłupane, to ręka ta musi zostać odcięta. Tymi okaleczonymi kikutami już nigdy więcej nie bę¬dziesz mógł chwytać. Z tymi pustymi oczodołami na¬gle staniesz się wrażliwy na takie rzeczywistości, których istnienia nigdy nie podejrzewałeś.
Teraz w końcu możesz kochać. Dotąd miałeś tro¬chę dobroci serca i życzliwości, współczucia i uczyn¬ności wobec innych, które omyłkowo brałeś za miłość, ale one tyle mają wspólnego z miłością, ile migotliwy płomień świecy ze światłem słońca.
Co to jest miłość? To wrażliwość na każdą cząstkę rzeczywistości w tobie i na zewnątrz i z głębi serca płynącą odpowiedź na tę rzeczywistość. Czasem bę¬dziesz tę rzeczywistość obejmował, czasem atakował, kiedy indziej będziesz ją ignorował, a znów innym razem poświęcisz jej całkowitą uwagę, ale zawsze od¬powiadać będziesz nie z powodu potrzeby, lecz ze względu na wrażliwość.
A co to jest przywiązanie? Potrzeba, uczepienie się, które przytępia twoją wrażliwość, narkotyk, któ¬ry przesłania percepcję. Dlatego dopóki jesteś w naj¬mniejszym stopniu przywiązany do czegokolwiek lub do jakiejkolwiek osoby, miłość nie może się narodzić. Ponieważ miłość jest wrażliwością, a wrażliwość, która została choćby w najmniejszym stopniu nad¬werężona, jest wrażliwością zniszczoną. Tak samo jak złe funkcjonowanie jednej podstawowej części ra-daru zniekształca odbiór, a zatem wypacza twoją re¬akcję na to, co widzisz.
Nie ma czegoś takiego jak wybrakowana miłość czy miłość niedostateczna, albo częściowa. Miłość, podobnie jak wrażliwość, albo istnieje w swojej pełni, albo jej wcale nie ma. Albo ją masz w całości, albo w ogóle nie. Dlatego wchodzi się w nie ograniczone królestwo duchowej wolności, która nazywa się mi¬łością, tylko wtedy, gdy znikają przywiązania. Wów¬czas jest się uwolnionym na tyle, by zobaczyć i od¬powiedzieć. Ale nie możesz pomylić tej wolności z obojętnością tych, którzy nigdy nie przeszli przez etap przywiązań. Jak możesz wyłupić oko lub ampu¬tować rękę, których nie masz? Ta obojętność, którą tak wiele ludzi myli z miłością (ponieważ nie są do nikogo przywiązani, myślą, że kochają każdego) — ta obojętność nie jest wrażliwością, ale zatwardzia¬łością serca, która została spowodowana odrzuce¬niem, rozczarowaniem lub wyrzeczeniem się.
Nie, trzeba stawić czoło wzburzonym falom mórz przywiązań, jeśli ma się przybyć do krainy miłości. Niektórzy ludzie, nigdy nie wyruszając w tę podróż morską, przekonali samych siebie, że już dopłynęli do celu. Trzeba mieć sprawne ciało, dobry wzrok, za¬nim miecz wykona swoją pracę. Świat miłości może powstać tylko świadomie i nie łudźcie się, to można osiągnąć jedynie przemocą. Tylko gwałtownicy zdo¬bywają to królestwo.
Dlaczego gwałt? Dlatego, że jeśli zostawi się życiu zupełną swobodę, to ono nigdy nie stworzy miłości. Zaprowadzi jedynie do atrakcji, od atrakcji do przy¬jemności, potem do przywiązania, spełnienia, które w końcu prowadzi do znużenia i nudy. Potem przy¬chodzi czas zastoju. Potem znów od nowa nużący cykl: atrakcja, przyjemność, przywiązanie, spełnie¬nie, satysfakcja, nuda. A wszystko to wymieszane jest z niepokojami, zazdrościami, zachłannościami, smutkiem, bólem — co czyni z tego błędnego koła karkołomną karuzelę.
Jeśli przeszedłeś już przez ten cykl wielokrotnie, w końcu nadchodzi taki czas, gdy masz tego dosyć i chcesz ten cały proces zatrzymać. I gdy masz wystarczająco dużo szczęścia, aby nie spotkać czegoś lub kogoś nowego, kto wpadłby ci w oko, przynaj¬mniej osiągnąłeś kruchy pokój. Tyle najwyżej może ci dać życie, a ty możesz mylnie uważać ten stan za wolność i umrzesz, do końca nie wiedząc, co to na¬prawdę znaczy być wolnym i kochać.
Jeśli chcesz przerwać ten cykl i wejść w świat mi¬łości, musisz uderzyć wtedy, gdy przywiązanie jest żywe i świeże, a nie wtedy, gdy już się go pozbyłeś. I musisz uderzać nie mieczem wyrzeczenia, gdyż ten rodzaj okaleczania doprowadza tylko do zatwardzia¬łości, lecz mieczem świadomości, poznania, czujnej obserwacji.
Z czego musisz sobie zdać sprawę? Z trzech rzeczy. Po pierwsze — musisz zobaczyć cierpienie, które ci ten narkotyk zadaje, te wzloty i upadki, te przejmu¬jące drżenia, niepokoje, rozczarowania, nudę, do któ¬rej w końcu zawsze prowadzi. Po drugie — musisz zrozumieć, że ten narkotyk pozbawia cię wolności, aby kochać i cieszyć się każdą minutą i każdą rzeczą w życiu. Po trzecie — musisz zobaczyć, jak (z powo¬du swojego uzależnienia i zaprogramowania) wypo¬sażyłeś przedmiot swojego przywiązania w piękno i wartość, której on po prostu nie posiada. To, co cię tak bardzo oczarowało, tkwi w twojej głowie, a nie w twojej ukochanej osobie lub rzeczy. Gdy to zobaczysz, czar zginie pod uderzeniem miecza świadomości.
Powszechnie jest przyjęte, że tylko wtedy można wychodzić z miłością do innych, gdy czujemy się głęboko kochani. To nie jest prawda. Zakochany czło¬wiek rzeczywiście wychodzi do świata, ale nie z mi¬łością, lecz euforią. Dla niego świat przybiera nierze¬czywistą różaną barwę, którą traci w momencie, gdy umiera euforia. Jego tak zwana miłość jest wytwo¬rem nie jasnej percepcji rzeczywistości, lecz przeko¬nania, prawdziwego lub fałszywego, że jest on kocha¬ny przez kogoś. Przekonanie to jest niebezpiecznie kruche, ponieważ bazuje ono na zawodnych, zmien¬nych ludziach, którzy — jak on wierzy — kochają go, a którzy mogą w każdej chwili przekręcić kontakt i wyłączyć jego euforię. Nic dziwnego, że ci, którzy podążają tą drogą, nigdy tak naprawdę nie pozby¬wają się poczucia braku bezpieczeństwa.
Gdy wychodzisz do świata, ponieważ ktoś cię da¬rzy miłością, twoja żarliwość nie bierze się z widze¬nia rzeczywistości, ale spowodowana jest miłością, którą otrzymałeś od drugiej osoby. Osoba ta panuje nad wyłącznikiem i gdy go wyłącza, twój żar znika.
Gdy używasz miecza obserwacji, aby przejść od przywiązania do miłości, o jednym musisz pamiętać: nie bądź szorstki lub niecierpliwy wobec siebie, nie nienawidź siebie. Jak z takiego traktowania mogłaby zrodzić się miłość? Raczej trzymaj się współczucia i chłodnej rzeczowości, z jaką chirurg włada swoim nożem. Wówczas możesz dojść do cudownej sytuacji kochania swojego obiektu przywiązania i radowania się nim nawet bardziej niż poprzednio, ale równo¬cześnie ciesząc się w równej mierze każdą inną rze¬czą i każdą inną osobą.
To jest papierek lakmusowy, którym można sprawdzić, czy to, co odczuwasz, jest miłością. Będąc daleki od obojętności, teraz cieszysz się wszystkim i każdym człowiekiem w takim samym stopniu jak poprzednio obiektem swego przywiązania. Dopiero teraz nie ma podniecenia, a zatem nie ma także cier¬pienia ani niepewności. W gruncie rzeczy można by powiedzieć, że radujesz się wszystkim i niczym się nie radujesz. Albowiem dokonałeś wielkiego odkrycia, że to, co sprawia ci przyjemność w spotkaniu z człowiekiem czy używaniu rzeczy, jest czymś, co tkwi w tobie. Orkiestra jest w tobie i nosisz ją ze sobą, gdziekolwiek się udajesz. Rzeczy i ludzie na zewnątrz ciebie określają jedynie, którą melodię or¬kiestra zagra. Jeżeli nie zwracasz szczególnej uwagi na nikogo ani na żadną rzecz, orkiestra będzie grała nadal swoją muzykę; nie potrzebuje ona żadnych zewnętrznych bodźców. Niesiesz teraz w swoim sercu szczęście, którego nie może tam umieścić nic, co jest na zewnątrz ciebie, ani też nic z zewnątrz nie może ci tego szczęścia odebrać.
Inny znak miłości. Jesteś szczęśliwy, choć nie wiesz dlaczego. Czy ta miłość jest trwała? Nie ma na to żadnej gwarancji. Bo o ile miłość nie może być częściowa, o tyle może być czasowa. Miłość przycho¬dzi i odchodzi w zależności od tego, czy twój umysł jest przebudzony i czujny, czy znów poszedł spać. Ale jedno jest pewne, jeśli kiedykolwiek choć przelotnie zaznałeś smaku miłości, będziesz wiedział, że żadna cena nie jest zbyt wysoka, żadne poświęcenie za wiel-kie, nawet utrata oka czy ręki, gdy w zamian masz miłość, która jest jedyną rzeczą na świecie, dla której warto żyć.

ZOBACZYĆ SIEBIE I INNYCH




Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni.
(Mt 7, 1)

Najwspanialszym aktem miłości, jakiego możesz dokonać, nie jest służba, lecz kontemplacja, widze¬nie. Ta myśl otrzeźwia. Gdy służysz ludziom, to po¬magasz, podtrzymujesz, pocieszasz, przynosisz ulgę w bólu. Gdy widzisz ich w ich wewnętrznym pięknie i dobroci, to przekształcasz i tworzysz.
Pomyśl o ludziach, których lubisz, którzy się do ciebie garną. Teraz spróbuj popatrzeć na każdego z nich tak, jakbyś ich widział po raz pierwszy, nie pozwalając sobie na to, by twoje doświadczenie i two¬ja dotychczasowa wiedza o nich, czy to dobra czy zła, miały na ciebie wpływ. Popatrz na to, czego może w nich nie zauważyłeś z powodu bliskości, poufała zna¬jomość bowiem sprzyja zaślepieniu i nudzie. Nie mo¬żesz kochać tego, czego nie potrafisz widzieć świeżym okiem.
Teraz zrób to samo z ludźmi, których nie lubisz. Najpierw zaobserwuj, co jest w nich takiego, czego nie lubisz, zbadaj ich braki bezstronnie i z dystan¬sem. Bez używania etykietek takich, jak dumny, le¬niwy, egoista, arogant. Nalepianie etykietek to akt umysłowego lenistwa, łatwo jest bowiem komuś przyczepić etykietkę. Trudne to i wymagające, by zo¬baczyć konkretną osobę w jej niepowtarzalności.
Musisz studiować te braki w sposób klinicznie chłodny, to znaczy musisz być przede wszystkim pewny, że jesteś obiektywny. Zastanów się nad taką możliwością, że to, co ty widzisz jako ich braki, to wcale mogą nie być żadne wady, tylko coś, czego ty nie lubisz ze względu na swoje wychowanie i uwa¬runkowanie. Jeśli mimo to uważasz, że to jest jakaś wada, zrozum, że przyczyną tej przywary nie jest zła wola, ale doświadczenia z dzieciństwa, uwarunko¬wania z przeszłości, błędne myślenie i postrzeganie, a przede wszystkim nieświadomość. Gdy tak postą¬pisz, twoja postawa zmieni się w miłość i przebacze¬nie, albowiem studiować, obserwować, rozumieć oz¬nacza przebaczać.
Po przyjrzeniu się bliżej ułomnościom tej osoby, poszukaj zakopanych w niej skarbów, których nie wi¬działeś dotąd, bo przeszkadzało ci twoje uprzedzenie do tej osoby. Obserwuj każdą zmianę postawy lub uczuć, która się w tobie dokonuje. Twoje uprzedzenie przesłaniało ci jej obraz i nie pozwalało ci jej widzieć.
Teraz popatrz z kolei na każdego, z kim żyjesz, pracujesz. Obserwuj, jak obraz każdej z tych osób zmieni się, gdy popatrzysz na nią w ten sposób. Takim widzeniem oferujesz im nieskończenie bar¬dziej kochający dar, niż gdy oferujesz im jakikolwiek czyn służby. Ponieważ w ten sposób przekształciłeś ich, stworzyłeś ich w swoim sercu i przy pewnym kontakcie między wami oni rzeczywiście także prze¬obrażą się.
Teraz takim samym darem obdarz samego siebie. Jeśli potrafiłeś to zrobić dla innych, powinno ci być stosunkowo łatwo zrobić to dla siebie. Postępuj we¬dług tej samej procedury: nie osądzaj ani nie potępiaj żadnej swojej wady, żadnej reakcji neurotycznej. Nie osądzałeś innych, teraz będziesz zaskoczony, że ty sam nie jesteś osądzany. Te słabości są badane, stu¬diowane, analizowane dla lepszego zrozumienia, któ¬re prowadzi do miłości i przebaczenia. Ku wielkiej radości odkryjesz, że zmieniasz się dzięki tej prze¬dziwnie kochającej postawie, która rodzi się w tobie wobec tej osoby, którą nazywasz ”ja”. Postawa ta ro¬dzi się w tobie i rozprzestrzenia się poprzez ciebie na każde żyjące stworzenie.

POTRZEBA SAMOTNOŚCI



















Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić.
(Mt 14, 23)

Czy przyszło ci kiedykolwiek na myśl, że możesz kochać tylko wtedy, gdy jesteś sam? Co to znaczy wi­dzieć osobę, rzecz, sytuację taką, jaka jest ona w rze­czywistości, a nie tak, jak ty sobie ją wyobrażasz, i zareagować tak, jak na to zasługuje? Nie możesz kochać tego, czego nawet nie widzisz.
A co ci przeszkadza widzieć? Twoje koncepcje, schematy, przesądy, projekcje, twoje potrzeby i przy­wiązania, etykietki, które wyciągnąłeś ze swojego uwarunkowania i swoich przeszłych doświadczeń. Widzenie to najbardziej mozolne przedsięwzięcie, ja­kie człowiek może podjąć. Dlatego że wymaga ono zdyscyplinowanego, uważnego umysłu. Tymczasem większość ludzi woli raczej popaść w lenistwo umy­słowe niż zaprzątać sobie głowę tym, by widzieć każdą osobę i rzecz od nowa w jej świeżości chwili obecnej.
Już porzucenie swojego uwarunkowania po to, by widzieć, jest wystarczająco trudne. Ale widzenie wzywa do czegoś jeszcze bardziej bolesnego. Do porzucenia kontroli, którą sprawuje nad tobą społe­czeństwo; kontroli, której macki dosięgły najgłęb­szych korzeni twojej istoty, co powoduje, że porzuce­nie jej oznacza rozdarcie siebie samego.
Jeśli chcesz to zrozumieć, pomyśl o małym dziec­ku, któremu dano skosztować narkotyku. Gdy obej­mie on całe ciało dziecka, zaczyna być ono uzależnio­ne i całą swoją istotą woła o narkotyk. Wtedy brak narkotyku wydaje się taką udręką nie do wytrzyma­nia, że lepsza zdaje się śmierć.
Dokładnie tak samo postępowało z tobą społe­czeństwo, gdy byłeś dzieckiem. Nie pozwalano ci cie­szyć się stałym, pożywnym pokarmem życia: pracą i zabawą, towarzystwem innych osób i tym, co daje przyjemność zmysłom i umysłowi. Dano ci skoszto­wać narkotyku, który nazywa się Aprobata, Uznanie, Uwaga; narkotyku, który nazywa się Sukces, Pre­stiż, Władza. Skosztowawszy ich, stałeś się uzależ­nionym narkomanem i zacząłeś się strasznie bać, by tego nie utracić. Perspektywa błędu, pomyłki, kry­tyki ze strony innych przerażała cię. Stałeś się zatem tchórzliwie zależny od innych ludzi i utraciłeś swoją wolność. Mają oni teraz władzę nad tobą: mogą cię uszczęśliwić lub unieszczęśliwić. I mimo że nienawi­dzisz cierpienia, jakie ta zależność sprowadza, jesteś całkowicie bezradny. Nie ma ani minuty, abyś świa­domie lub nieświadomie nie był dostrojony do reakcji innych, maszerując zgodnie z rytmem ich wymagań. Jeśli cię ignorują lub nie aprobują, doświadczasz tak nieznośnej samotności, że czołgasz się do ludzi, by błagać o komfort Poparcia, Zachęty, Podtrzymania. Życie z ludźmi w takim stanie pociąga za sobą nie kończące się napięcie, ale życie bez ludzi przynosi agonię samotności. Utraciłeś swoją zdolność widze­nia ich jasno takimi, jacy są, i stosownej reakcji, po­nieważ twoje postrzeganie ich jest przeważnie przy­ćmione twoją potrzebą otrzymania narkotyku.
Konsekwencja tego wszystkiego jest straszna i nie do uniknięcia: stałeś się niezdolny, aby kochać kogokolwiek lub cokolwiek. Jeśli pragniesz kochać, mu­sisz się jeszcze raz nauczyć widzieć. A jeśli chcesz widzieć, musisz zrezygnować z narkotyku. Musisz wydrzeć z siebie oddziaływanie społeczeństwa, które przeniknęło cię aż do szpiku kości. Musisz odpaść. Na zewnątrz wszystko będzie tak jak przedtem, na­dal będziesz w świecie, ale już nie ze świata. A w swoim sercu będziesz teraz nareszcie wolny i zupeł­nie sam. Tylko w tym odosobnieniu, tej całkowitej samotności umrze uzależnienie i pragnienie, a naro­dzi się zdolność do miłości. Bo nie będziesz już pa­trzył na innych jak na środki zaspokojenia twojego narkotycznego głodu.
Tylko ktoś, kto tego spróbował, wie, jakie to stra­szne. To tak jak zaproszenie samego siebie do śmier­ci. To tak jak proponowanie biednemu narkomanowi, aby zrezygnował z tego szczęścia, które znał do tej pory, na rzecz smaku chleba i owoców, czystego, świe­żego powietrza o poranku, słodyczy źródlanej wody, gdy on tymczasem usiłuje poradzić sobie z głodem narkotyku, reakcją organizmu i wewnętrzną pustką, jakiej doświadcza z powodu jego braku. W jego roz­palonej głowie nic nie może zapełnić tej pustki, tylko narkotyk. Czy potrafisz sobie wyobrazić życie, w któ­rym odrzucasz doświadczenie radości z choćby jedne­go słowa aprobaty czy uznania, lub oparcia się na czy­imś ramieniu; życia, w którym od nikogo nie zależysz emocjonalnie, więc już nikt nie ma władzy, aby uczy­nić cię szczęśliwym lub nieszczęśliwym; życia, w któ­rym wyzbyłeś się potrzeby posiadania jakiejś szcze­gólnej osoby, ani nie chcesz być dla kogokolwiek kimś szczególnym i nikogo nie chcesz nazywać swoim? Na­wet ptaki powietrzne mają gniazda, a lisy swoje nory, ale ty nie będziesz miał miejsca, gdzie mógłbyś skło­nić głowę w czasie wędrowania przez życie.
Jeśli kiedykolwiek dojdziesz do tego stanu, bę­dziesz wreszcie wiedział, co to znaczy widzieć jas­nym, nie zamąconym przez lęk lub pragnienie wzro­kiem. I będziesz wiedział, co to znaczy kochać. Ale aby dotrzeć do tej krainy miłości, musisz przejść przez mękę śmierci. Bowiem kochać ludzi to umrzeć dla potrzeby ludzi i być zupełnie samym.
W jaki sposób można kiedykolwiek dojść do takie­go stanu? Poprzez nieustanną świadomość, nieskoń­czoną cierpliwość i współczucie, jakie miałbyś dla narkomana. Pomoże ci to, gdy zajmiesz się takimi czynnościami, które potrafisz wykonywać całym so­bą; zajęciami, które tak bardzo lubisz, że gdy jesteś nimi zajęty, kompletnie cię nie interesuje sukces, uz­nanie czy aprobata. Pomoże ci także zwrócenie się ku przyrodzie; odpraw tłumy i idź na górę, a tam w ciszy zjednocz się z drzewami, kwiatami, zwierzę­tami i ptakami. Obcuj z morzem, niebem, chmurami i gwiazdami. Wtedy będziesz wiedział, że twoje serce przeniosło cię na olbrzymią pustynię samotności. Ni­kogo tam nie ma obok ciebie, absolutnie nikogo. Z początku będzie to nie do wytrzymania, ale to tylko dlatego, że nie jesteś przyzwyczajony do samo­tności. Jeśli uda ci się zostać tam przez chwilę, pu­stynia nagle zakwitnie Miłością. Twoje serce za­krzyknie pieśnią. I odtąd zawsze będzie wiosna.

0 Kommentare

CO TO JEST MIŁOŚĆ?




Szczęśliwi owi słudzy, których Pan za­stanie czuwających, gdy nadejdzie.
(Łk 12, 37)

Wszędzie na świecie ludzie poszukują miłości, gdyż każdy jest przekonany, że tylko miłość może zbawić świat, że tylko miłość nadaje życiu sens i tylko ona sprawia, że życie w ogóle ma jakąkolwiek wartość. Ale jakże niewielu ludzi rozumie, czym mi­łość tak naprawdę jest i w jaki sposób rodzi się ona w ludzkim sercu. Tak często jest ona utożsamiana z przyjaznymi uczuciami wobec innych ludzi, z życz­liwością, z rezygnacją z przemocy czy z gotowością niesienia pomocy innym. Ale te wszystkie rzeczy sa­me w sobie nie są miłością. Miłość rodzi się w mo­mencie przebudzenia i z chwilą osiągnięcia świado­mości. Pojawia się ona, o ile potrafisz zobaczyć drugiego człowieka takim, jakim on naprawdę jest tu i teraz. Nie ma jej, jeśli potrafisz kochać człowieka takim, jakim jest on w twoich wspomnieniach, w twoich pragnieniach czy w twojej wyobraźni. Ina­czej mówiąc, w takich wypadkach ty nie kochasz oso­by, ale ideę, którą sobie na jej temat wypracowałeś, albo kochasz tę osobę jako przedmiot twoich pra­gnień, a nie dla niej samej.
Dlatego pierwszym aktem miłości jest widzieć tę osobę czy ten podmiot, tę rzeczywistość taką, jaka ona jest naprawdę. A to pociąga za sobą ogromną dyscyplinę porzucania własnych pragnień, przesą­dów, wspomnień, projekcji, wybiórczego sposobu pa­trzenia. To jest tak dalece wymagająca dyscyplina, że większość ludzi raczej woli rzucić się w wir do­brych uczynków i służby niż poddać się palącemu og­niowi tego ascetyzmu. Gdy podejmujesz się pomocy osobie, której nawet nie raczyłeś zobaczyć, to czy cho­dzi ci o zaspokojenie potrzeb tego człowieka, czy two­ich? A zatem pierwszym składnikiem miłości jest na­prawdę zobaczyć drugiego.
Drugi czynnik jest równie ważny. Zobaczyć same­go siebie, rzucić bezlitosne światło świadomości na własne motywy, emocje, potrzeby, nieuczciwość, szu­kanie samego siebie, tendencję do kontroli i mani­pulowania. To oznacza nazywać rzeczy po imieniu, niezależnie od tego, jak bardzo bolesne może być to odkrycie i jego konsekwencje. Gdy osiągniesz ten ro­dzaj świadomości drugiego i siebie, będziesz wie­dział, czym jest miłość. Ponieważ twój umysł i serce staną się gotowe, czuwające, czyste, wrażliwe, bę­dziesz miał jasność widzenia, wrażliwość, która spo­woduje, że w każdej sytuacji, w każdym momencie odpowiednio zareagujesz. Czasem będziesz popy­chany do działania tak silnie, że nie będziesz się mógł temu oprzeć, innym razem będziesz powstrzy­mywany i hamowany. Czasami twoja miłość spowo­duje, że zignorujesz drugiego człowieka, a innym ra­zem poświęcisz mu tyle uwagi, ile on pragnie. Będą momenty, gdy będziesz łagodny i poddający się, kiedy indziej będziesz twardy, bezkompromisowy, stanowczy, nawet gwałtowny. Ponieważ miłość zro­dzona z wrażliwości przybiera wiele niespodziewa­nych form i odpowiada ona nie na sztucznie skon­struowane wskazówki i zasady, ale na obecną, konkretną rzeczywistość. Gdy po raz pierwszy doświadczysz tej wrażliwości, prawdopodobnie obez­władni cię przerażenie, ponieważ legną w gruzach wszystkie otaczające cię mury obronne, twoja nieucz­ciwość będzie wystawiona na pokaz, a twoje mecha­nizmy obronne zostaną wypalone.
Pomyśl o przerażeniu, jakie ogarnia bogacza, gdy zaczyna on naprawdę widzieć żałosny stan biedaka; żądnego władzy dyktatora, gdy naprawdę popatrzy na położenie ludzi, których uciska; czy fanatyka w momencie, gdy ujrzy fałszywość swoich przeko­nań, które nie pasują do faktów. O przerażeniu, któ­re przeżywa romantyczny kochanek wówczas, gdy decyduje się zobaczyć prawdę, że nie kocha on swojej ukochanej, ale jej obraz. To dlatego najboleśniejszym aktem dla istoty ludzkiej, którego boi się najbardziej, jest akt widzenia. A tymczasem właśnie w tym akcie widzenia rodzi się miłość lub ściślej, ten akt widze­nia jest Miłością.
Gdy raz zaczniesz widzieć, twoja wrażliwość za­prowadzi cię do świadomości nie tylko tych rzeczy, które chcesz widzieć, ale także wszystkich innych. Twoje biedne ”Ja” będzie desperacko próbowało przy­tępić tę wrażliwość, ponieważ będzie pozbawione ochrony, nie będzie miało żadnego zabezpieczenia, niczego, do czego mogłoby przywrzeć. Jeśli kiedy­kolwiek pozwolisz sobie na to, by to zobaczyć, to umrzesz. Dlatego miłość jest tak przerażająca, bo ko­chać to widzieć, a widzieć to umrzeć. Ale równocześ­nie jest to najwspanialsze, najbardziej zachwycające doświadczenie na świecie. Gdyż w śmierci Ja" jest wolność, pokój, ukojenie, radość.
Jeśli naprawdę pragniesz miłości, to natychmiast podejmij trud widzenia, potraktuj to poważnie i po­patrz na kogoś, kogo nie lubisz, i zobacz w prawdzie swoje uprzedzenie. Popatrz na kogoś, do kogo jesteś mocno przywiązany, lub na coś, bez czego nie możesz się obejść, i w prawdzie zobacz cierpienie, bezsens, niewolę tego przywiązania. Popatrz długo i z miło­ścią na ludzkie twarze i ludzkie zachowanie. Poświęć trochę czasu na zapatrzenie się w zachwycie na przy­rodę, lot ptaka, kwitnący kwiat, suchy liść rozsypu­jący się w pył, przepływ rzeki, wschód księżyca, syl­wetkę góry na tle nieba. Wówczas twoja twarda skorupa ochronna wokół serca będzie miękła i to­pniała, a twoje serce ożywi się wrażliwością i sub­telną otwartością. Rozproszone zostaną ciemności znajdujące się w twoich oczach, będziesz widzieć jas­no i przenikliwie i wreszcie będziesz wiedzieć, co to jest miłość.

Nowsze posty Starsze posty Strona główna

O mnie

Subskrybuj

Archiwum bloga